Mamy takie podwójne popiersia w Warszawie, Polanica Zdrój szarpnęła się na pełnogabarytowy pomnik obu poetów, trafili również na polski znaczek pocztowy, o tyle ciekawy, że powtarzający w tle motyw ze znanego rosyjskiego portretu podwójnego, a mianowicie słynny petersburski pomnik „Miedzianego jeźdźca”, ponuro opisany przez Mickiewicza w „Dziadach”, a przez Puszkina apoteozowany w jego poemacie wraz z pierwowzorem – carem Piotrem. Rosyjski malarz przedstawił „przyjaciół” trzymających się za rączki; drugą Puszkin z gejowskim wdziękiem wskazuje koledze ów pomnik, na który to widok Mickiewicz aż się rozpromienia!
Tylko że my takich dzieł mamy może kilkanaście, tymczasem na Ukrainie Puszkinów jest nie mniej niż było pomników Włodzimierza Iljicza Lenina do słynnego „leninopadu” sprzed paru zaledwie lat, gdy na bruk padło ponad 1200 pomników wodza rewolucji. O ile zwalanie pomników czerwonego satrapy pięknoduchy jakoś strawiły, to obecne przymiarki do zdjęcia z postumentów rosyjskiego poety, co już zrobiono w Tarnopolu, a w Odessie nastąpi wkrótce, wywołują wrzaski obrońców Moskali pod wygodnym pretekstem: „Co wam, chamy, zawiniła wielka kultura rosyjska?!”
Po pierwsze – kultura to nie sztuka, którą się podstawia zamiast niej, bo tak wygodniej szermować. Po drugie, ową imitującą coś innego sztukę wciśnięto światu jako wielką, bo Rosja, choć kulturę odziedziczyła po Ordzie, była wielka! Terytorialnie i militarnie. Jak słusznie zapytuje ukraińska uczona-literaturoznawca, dr Wira Agejewa:
„Czemu rosyjska literatura jest „wielka”? I jakie to literatury w porównaniu z nią nie są tak wielkie? Polska? Chińska? Niemiecka? Ukraińska? Wedle jakich to parametrów? Zaraz podnoszą się głosy, że nie należy mieszać polityki ze sztuką, bo wszak Puszkin czy Błok niczemu nie winni. W istocie zaś obaj jeszcze jak są winni, tylko ich obrońcy nie trudzili się czytaniem ich dzieł, antyukraińskiej „Połtawy” czy antyeuropejskich „Scytów”! Klasyczna literatura rosyjska przesycona jest motywami swej wyjątkowości nacjonalnej, wrogości do Zachodu, usprawiedliwia kolonializm i brutalne podboje.”
Problem ze sztuczną dominacją sąsiedzkiej kultury i sztuki, który wynikł ostro na Ukrainie, dotyczy i nas, na szczęście w znacznie mniejszej skali. Więc jakoś mnie nie dziwi, że poznańscy wandale ukrasili płaskorzeźbę ściskających sobie prawice Puszkina i Mickiewicza barwami ukraińskiej flagi. Zwłaszcza, że to część dyptyku – na drugiej sowiecki sołdat obściskuje się z polskim towarzyszem-żołnierzem. Naprawdę potrzebne są nam pamiątki tej z gruntu fałszywej i winnej rzek przelanej polskiej krwi „drużby”?