W moim życiu takich historycznych i to uświadomionych momentów przełomowych w historii było kilka. Po pierwsze wybór Polaka papieża. Studiowałem wówczas w moskiewskiej szkole filmowej i natychmiast zauważyłem na pozór nieuchwytną zmianę w sowieckiej atmosferze, bo o n i od razu poczuli straszliwe niebezpieczeństwo dla imperium związane z tym wyborem.
Rosjanin nie ma do Polski innego stosunku niż jeden z czterech wariantów: podziw, strach, pogarda, nienawiść. W „bratnim” obozie socjalistycznym oczywiście nienawiść ujawniać się nie mogła, zresztą jej Rosjanie wobec nas nie mieli, bo się nas wtedy nie bali, pozostawała pogarda i podziw. „Polskimi” komuchami tam gardzono, a podziw starannie, ale nieskutecznie ukrywano, gdyż wynikał on z najwstydliwszego rosyjskiego kompleksu – poczucia niższości wobec polskiego „genu wolności”, czyli po prostu wrodzonego poczucia godności osobistej i godności Narodu. I tego właśnie Moskale, choć szanują, to nienawidzą, bo wiedzą, że jest im to całkowicie niedostępne.
To właśnie z tego kompleksu, który nagle wskutek kompromitujących klęsk zaczął odnosić się i do Ukraińców, wynika rozpaczliwa próba wmówienia Rosjanom przez ich media, że dostali w dupę nie od pogardzanych jeszcze bardziej niż Polacy Ukraińców, a od mitycznych „oddziałów NATO”, oczywiście nie bez udziału „polskich komandosów”.
A ja znowu czuję historyczny moment, jak wtedy, gdy wybrano Jana Pawła II, gdy powstawała „Solidarność”, gdy Reagan rozwalał Związek Sowiecki a nie jakiś tam berliński mur. Nie tylko dlatego, że braciom Ukraińcom udało się przełamać wroga, ale z tego powodu, że co bystrzejsze umysły na Zachodzie zaczęły sobie uświadamiać, iż wyzwolenie okupowanych od lat przez Moskali terytoriów ukraińskich nie jest jedynie wydarzeniem militarnym, ale skończy się totalnym wstrząsem i rozpadem rosyjskiego imperium, na co powinniśmy być przygotowani.
To nie jest kwestia jakiegoś tam Obwodu Kaliningradzkiego (o którym wkrótce napiszę oddzielnie), ale powrotu bękarta Związku Sowieckiego do naturalnych granic zapaździałej Moskowii gdzieś z XIV w.
I w tych granicach, dziesięciokrotnie mniejszych niż obecne, mogą sobie żyć po swojemu: rżnąć, rabować, gwałcić – ale tylko sami siebie, nie zajmując uwagi uwolnionego od nich świata!