Za hodowanie sędziów i prokuratorów w duchu sowieckim został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi.
Absolwenci „Duraczówki” (Teodor Duracz to przedwojenny komunista) byli kierowani niemal wprost na salę sądową, skąd posyłali do piachu polskich patriotów. Przykład dawał sam Andrejew. W październiku 1952 r., jako jeden z morderców Sądu Najwyższego zatwierdził wyrok śmierci na bohatera Polski podziemnej – gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila”. Orzekał, podobnie jak pozostali dwaj „sędziowie”, w trybie tajnym, bez udziału oskarżonego, przychylając się do zbrodni „sądu” pierwszej instancji. Andrejew nie podważył spreparowanych w ubeckim śledztwie kłamliwych dowodów winy generała.
Łącznie z tymi najbardziej haniebnymi – że Fieldorf był zdrajcą polskiej sprawy i faszystą. Następnie, w grudniu 1952 r., ten sam zbrodniczy skład negatywnie zaopiniował prośbę o ułaskawienie generała.
Morderca zza biurka dalej robił karierę. Był współautorem podręcznika „Prawo karne Polski Ludowej” (1954). Od 1964 r. profesor nauk prawnych, pracownik naukowy Uniwersytetu Warszawskiego oraz Instytutu Nauk Prawnych PAN, autor kilkudziesięciu prac naukowych, wykładowca wielu renomowanych światowych uczelni. W końcu współautor Kodeksu karnego z 1969 r. (obowiązywał do 1997 r.). Uczniami sędziego-mordercy byli m.in. Lech Falandysz i Lech Gardocki. Igor Andrejew zmarł w 1995 r. i został pochowany na polskiej nekropolii – Powązkach Wojskowych w Warszawie. Ale historia tego mordercy sądowego trwa do dziś. Podczas ostatniej rady Wydziału Prawa i Administracji UW ktoś porównał do Andrejewa obecnego wiceministra sprawiedliwości Marcina Warchoła, pragnąc zatrzymać bieg jego habilitacji. Tym kimś była prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz.