Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama

Międzymorze pod lipą

Gościłem dwoje moich serdecznych zagranicznych przyjaciół, autorów niezwykle ważnych książek, o których pisałem w „Gazecie”, Estonkę i Ukraińca. Katrin Laur, koleżanka reżyser, swoją powieść dokumentalną „Świadek” poświęciła zamordowanemu przez Sowietów księdzu męczennikowi, który był Niemcem, formację duchową zdobył w Polsce, a wkrótce stanie się pierwszym estońskim błogosławionym. Bohdan Hudź, historyk ze Lwowa i współscenarzysta mojego filmu „Trudne braterstwo” o sojuszu Piłsudski–Petlura, niestrudzenie niesie swoim rodakom i nam, Polakom, niezbyt chętnie słuchaną, bo faktycznie trudną, prawdę o polsko ukraińskich stosunkach. Znad lipy przyglądali się nam z chmur Kochanowski, autor poematu „Zgoda”, i Józef Mackiewicz, autor sentencji, która nas wszystkich połączyła: „Jedynie prawda jest ciekawa”.

Z naszych rozmów pod lipą wyłania się obraz niezbyt wesoły: my, naturalni sojusznicy, spadkobiercy chwały I Rzeczypospolitej – bo wszak Estonia to część naszych Inflant, a Ukraina to niedoszły trzeci człon „unii obojga narodów” – wciąż wiemy o sobie za mało. Zacieśnianiu więzi służy praca nas wszystkich, ich książki, moje filmy, ale czasu coraz mniej. Nie mogliśmy nie dyskutować najnowszych zagrożeń ze strony odwiecznego wroga, Rosji, którego nasze narody także znają źle i często ulegają mitom i iluzjom. O ile bracia Ukraińcy, poznawszy na własnej skórze, co znaczy „polityka” Kremla, boleśnie, lecz w przyspieszonym tempie wyzbywają się szkodliwych iluzji, o tyle w krajach jeszcze nie napadniętych bywa z tym różnie.

Świadectwo wolnych Rosjan

Dlatego tak ważne jest świadectwo naszych niestety nielicznych prawdziwych „przyjaciół Moskali”, jak zmarli już Władimir Bukowski, Natalia Gorbaniewska, Waleria Nowodworska i, Bogu dzięki żyjący, Aleksader Bondariew i dziennikarka rosyjskiej redakcji Radia Swoboda Jelena Fanaiłowa. Ta ostatnia zadziwia odwagą w mówieniu swoim rodakom gorzkich prawd: „Rosjanie nie mają prawa współczuć Ukraińcom. Obywatele kraju, który z wyjątkowym cynizmem bombarduje po nocach bezbronne miasta Ukrainy, nie mogą wyrażać abstrakcyjnego współczucia. Nie mam prawa współczuć Ukraińcom, bo to nie ja jestem na ich miejscu. Nie ma mnie w Mariupolu ani w Charkowie, Sławiańsku czy Odessie. Nie czuję na własnej skórze, co to znaczy co noc uciekać do schronu przed bombami...”.

Nie brzmi to miło dla znanych w świecie Rosjan zasiadających w fasadowych komitetach o gromkich nazwach, którzy w różnych europejskich stolicach „rozwiązują” problemy swojego zbójeckiego kraju wyświechtanymi deklaracjami o konieczności zdemokratyzowania Rosji. Dla nas, pod lipą, brzmi zaś interesująco, bo znaczy, że poza tymi powtarzającymi mile słuchane przez zachodnie salony slogany są i Rosjanie rozumiejący konieczność prawdziwego rozliczenia się i denazyfikacji własnej ojczyzny. Sprzyja temu odporność na prymitywną, od lat wtłaczaną poddanym Putina przez telewizję propagandę, ale jeszcze bardziej własne doświadczenie.

Gdy w maju 2021 r. w Rosji wprowadzono prawo o agentach zagranicznych, służące gnębieniu opozycyjnych organizacji takich jak Memoriał, Fanaiłowa z większością redakcji rosyjskiej Radia Swoboda przeniosła się do Kijowa, gdzie dosięgnęła ją długa ręka Kremla w postaci bomb spadających na stolicę Ukrainy od 24 lutego następnego roku. Wystarczyły jej pierwsze dni nowej rosyjskiej agresji, by zrozumieć coś, co nie dociera nie tylko do zindoktrynowanych skutecznie Rosjan, ale i do zachodnich wielbicieli zawarcia z nią pokoju za wszelką cenę, czyli kosztem Ukrainy: „Rosja nie zmusi Ukrainy i jej mieszkańców, by przelękli się śmierci i tortur. Możecie nie wierzyć, ale to na nich nie działa, bo nie można ich złamać groźbą śmierci. Nigdy się nie zgodzą na warunki Kremla. To tzw. charakter narodowy. Oni naprawdę będą się bić do ostatka, ale nie za NATO, jak wciska Putin, lecz za swoją ojczyznę, ziemię i wolność”.

Krąg gości pod lipą, czyli z kim da się rozmawiać

A tu, w Warszawie, 27 lipca Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia nagle przestało istnieć, w jego miejsce zaś powołano Centrum Dialogu im. Juliusza Mieroszewskiego, twórcy podstaw nowoczesnego prometeizmu polskiego. Jak to ujął jego wicedyrektor Łukasz Adamski, ma ono za zadanie „prowadzenie dialogu intelektualnego z Białorusinami, Gruzinami, Mołdawianami, Rosjanami i innymi narodami Europy Wschodniej. Doświadczenia zebrane przez 11 lat działania instytucji w poprzedniej formule na pewno się przydadzą. Rosja zaś z radaru nie znika, podobnie jak kontakty z rosyjskim społeczeństwem obywatelskim”.
Rozważamy to wszystko pod naszą lipą, jak ta, którą niegdyś wysławiał Jan z Czarnolasu, dumając nad Rzeczpospolitą, zagrożoną inwazją Moskwicinów Iwana Groźnego na Litwę i nasze Inflanty: „Gościu siądź pod mym liściem a odpoczyń sobie,/Nie dójdzie cię tu słońce, przyrzekam ja tobie,/Choć się nawysszej wzbije a proste promienie/Ściągną pod swoje drzewa rozstrzelane cienie./Tu zawżdy chłodne wiatry z pola zawiewają,/Tu słowicy tu szpacy wdzięcznie narzekają./Z mego wonnego kwiatu pracowite pszczoły/Biorą miód który potem szlachci pańskie stoły”.

Przy tym stole wedle wskazań lipy uszlachconym zacnymi trunkami znalazłoby się miejsce dla znacznie szerszego kręgu gości, naszych kaukaskich przyjaciół z Gruzji i Azerbejdżanu, wolnej Iczkerii – Czeczenii, Białorusi, Mołdawii. Bo to w takich rozmowach wykuwa się prawdziwa siła przyszłego Międzymorza, związku wolnych z wolnymi, równych z równymi.

Ta idea nie ma nic wspólnego z UE, którą Bukowski przekonująco porównywał z ZSRS. I dla takich jak on wolnych duchem Rosjan znalazłby się tutaj puchar, tylko gdzie szukać owego „rosyjskiego społeczeństwa obywatelskiego”? Bo wymienione szlachetne osoby to jedynie rzadkie wyjątki w całej historii Moskowii. Tacy ludzie nigdy owym krajem nie rządzili, gdyż co najmniej od czasów Groźnego jako pierwsi padali ofiarą represji. Carom i gensekom zdarzało się dla własnych celów pokazywać zachwyconemu tym Zachodowi potiomkinowskie „odwilże”, co bynajmniej nie zmieniało imperialnej natury Ordy, czy się zwała Trzecim Rzymem, czy Krajem Rad.

Pokój ludziom dobrej woli

Chyba jednak, my, Polacy, wiedzieliśmy o tym wszystkim dużo wcześniej niż inni. Sceptyczny wobec zachwytu Zachodu dla rzekomej destalinizacji i pokojowych zamiarów Związku Sowieckiego po 1956 r. Marian Hemar pisał przenikliwie: „Z prahistorii tego świata/Coś przypomnę ci, gieroju:/Kain, po zabiciu brata,/Nigdy nie miał już pokoju./Potem innej nie znał troski/W swym pacyfistycznym znoju,/Tylko troskę, by gniew Boski/Pozostawił go w spokoju./Śmiechem szatańskiego roju/Wyła nad nim gawiedź diabla:/Trzeba było chcieć pokoju/Przed zabiciem brata Abla!/Teraz pokój? Po zabiciu?/Pokój z wami? Nigdy w życiu”.
Jakże tak, bez pokoju? Okropna to herezja dla europejskich salonowców, a co gorsza, zaczyna docierać do ich poddanych, nawet tak moralnie pobudzonych, jak znani z pokojowej mentalności Niemcy. A wszak ten wariant oznacza nie tylko zatrzymanie obecnej inwazji Rosji czy nawet zmuszenie jej do wycofania się na pozycje sprzed 24 lutego, ale może nawet, o zgrozo, oddanie okupowanego Donbasu czy wręcz „odwiecznie rosyjskiego” Krymu! A ci cholerni Polacy słowami swego poety judzą spragnionych pokoju zachodniaków: „Do nauki pacyfizmu/Nam nie trzeba komunizmu./Bo my wiemy o tym wszystko/Od dwudziestu wieków blisko./Nam, dwadzieścia wieków temu,/Całą treść i sens problemu/Raz na zawsze, wciąż od nowa,/Objawiły cztery słowa./My już definicją tą/Nauczeni od przedszkoli./Owe cztery słowa brzmią:/Pokój ludziom dobrej woli./Pomyśl tylko – w konsekwencji/Co wynika z tej sentencji?/Ona nas utwierdza trwale/W naszej pokojowej roli./Mówi: POKÓJ! POKÓJ! – ale/Tylko – ludziom dobrej woli./Ani więcej, ani mniej,/Prawda prosta, myśl dostojna,/Mówi: Ludziom woli złej –/WOJNA! WOJNA! WIECZNA WOJNA!” (Marian Hemar, „Rozważania o pacyfizmie”).

Reklama