Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Jacek Liziniewicz,
05.01.2022 08:34

Między młotem a kowadłem

Kwestia energii stała się w ostatnich tygodniach paląca. Dominują oczywiście komentarze mówiące o złej Unii, która narzuciła system ETS. Tymczasem każdy dostrzegał już kilkanaście lat temu konieczność budowy elektrowni atomowej.

Co więcej, od 17 lat władzę sprawują partie, które teoretycznie są jej zwolennikami. Mimo to w ciągu dwóch dekad nie wbiliśmy nawet łopaty. To wiele mówi o horyzontach klasy politycznej. W kwestii atomu powinien panować ponadpolityczny konsensus, który będzie zakładał kontynuację projektu nawet w przypadku zmiany władzy. Powinien, ale go nie będzie. Po prostu nadal wielu polityków, a także wiele środowisk opiniotwórczych jest bardziej zainteresowanych biznesem niż jakąś racją stanu. Dodatkowo dziś decyzję o atomie podjąć jest jeszcze trudniej niż w 2005 czy 2007 r. W każdym bowiem momencie może zostać przegłosowane w UE, że atom to brudne źródło energii. Może się okazać, że wydamy 105 mld zł, a w Brukseli w 2040 r. powiedzą: rozbierajcie, bo już nie można. I co? I nic. Odpowiemy oburzeniem. Tak jak dzisiaj. A na koniec rozbierzemy, bo będziemy się bać, chyba słusznie, wpadnięcia w rosyjską orbitę. Że gwałt i że boli. A kogo to obchodzi?