Tak jak komunistyczna prokurator Helena Wolińska-Brus, popierał „Solidarność”. Pomysł ucieczki z Polski okazał się dla stalinowskich zbrodniarzy zbawienny. Dla Stefana Michnika marzec był miesiącem ważnym. I tak 27 marca 1951 r. po ukończeniu Oficerskiej Szkoły Prawniczej w Jeleniej Górze (naprawdę kursu przysposabiającego do zawodu) został asesorem w Wojskowym Sądzie Rejonowym w Warszawie. Ofiarami Michnika w sfingowanych procesach byli żołnierze AK, NSZ, WiN, niepodległościowcy kłamliwie oskarżani o największe zbrodnie. Skazani na karę śmierci, zrzucani do bezimiennych dołów na powązkowskiej „Łączce”. W 1956 r. podczas narady partyjnej Michnik tłumaczył: „Nam wtedy imponowało powiedzenie o zaostrzającej się walce klasowej”. I jeszcze jeden marzec. 13 marca 1950 r., przyjmując ps. Kazimierczak, napisał: „Ja, Stefan Michnik (...), zobowiązuję się do współpracy z Organami Informacji Odrodzonego Wojska Polskiego, mając na celu wykrycie szpiegów, sabotażystów, dywersantów i wszelkiego rodzaju innego wrogiego elementu, działającego na szkodę WP i ustroju Polski Ludowej”. Po miesiącu otrzymał pierwsze 1000 zł za „sumienne wykonywanie zadań”.
Wkrótce z informatora został rezydentem z własną siatką agentów. Stefan Michnik – morderca sądowy, donosiciel, członek PPR, PZPR – żyje spokojnie w Szwecji. Twierdzi, że stawiane mu zarzuty mają zaszkodzić przyrodniemu bratu Adamowi. I wynikają oczywiście z „polskiego antysemityzmu”.