Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
,Piotr Wójcik,
15.10.2017 08:34

Macho na czarnym proteście

Bez wątpienia Polska nie jest żadnym \"piekłem dla kobiet\" i są na to twarde dowody. Jednak przy zgrywających macho delikwentach, takich jak Roman Sklepowicz, wszystkie dowody bledną i wstyd je w ogóle podnosić.

Faktem jest, że świat nie jest sprawiedliwym miejscem dla kobiet. Tylko że akurat na tym niesprawiedliwym dla kobiet świecie nasz kraj generalnie prezentuje się naprawdę nieźle. Kobiety od wieków miały pod górkę. Mężczyźni jako płeć silniejsza zdominowali politykę i gospodarkę, układając je na własną modłę, czego wyrazem chociażby popularność siłowych metod rozwiązywania sporów międzynarodowych. Kobiety musiały więc walczyć o swoje prawa, stojąc z góry na gorszej pozycji. Tak fundamentalną kwestię jak prawa wyborcze udało się im uzyskać dopiero w różnych okresach XX w. Może się to wydawać niepojęte, ale w niektórych krajach Zachodu jeszcze grubo po II wojnie światowej kobiety nie miały praw wyborczych – w Szwajcarii np. uzyskały je dopiero w 1971 r. Ale akurat Polska wprowadziła je jako jedna z pierwszych na świecie, bo już w 1918 r. 

Zafiksowanie na seksie

Do dziś kobiety mają o co walczyć. Zarabiają przeciętnie mniej niż mężczyźni, nawet na tych samych stanowiskach. To one są najczęściej ofiarami przestępstw seksualnych czy przemocy domowej. To one wciąż ponoszą większe ciężary opieki nad dziećmi. W tych obszarach hasła podnoszone przez ruchy kobiece bez wątpienia są uzasadnione. Niestety, z biegiem lat ruch walki o prawa kobiet zaczął podnosić także postulaty nieuprawnione oraz bardzo wątpliwe. Czego przykładem chociażby hasło „mój brzuch, moja sprawa”, pod którym feministki domagają się swobodnego decydowania o losie noszonej ciąży. Nie dostrzegają, że jest to już wejście z butami w prawa innego człowieka, jeszcze słabszego, bo nienarodzonego, który w mniej więcej połowie wypadków też jest zresztą kobietą. Zafiksowanie na sprawach seksualności sprawiło również, że demonstracje ruchów feministycznych przyjmują czasem komiczne formy, czego symbolem jest kuriozalne hasło „macice wyklęte” prezentowane na transparentach. Dało też to paliwo feministkom do określania naszego raczej konserwatywnego obyczajowo kraju jako szczególnie wrogiego kobietom, co jest opinią niesprawiedliwą i krzywdzącą. W sytuacji gdy jakiś ruch społeczny podnosi hasła w części uzasadnione, a w części nie, należy z nim usiąść do spokojnej i rzeczowej rozmowy. Jak to jednak zrobić, gdy z drugiej strony krecią robotę robią żenujące wypadki nabuzowanych facetów opowiadających, co by zrobili protestującym kobietom? Przez takich mentalnych – bo najczęściej nie faktycznych – macho feministkom łatwiej jest podważać hasła podnoszone choćby przez środowiska katolickie. No bo skoro jesteś przeciw aborcji na życzenie, to zapewne opowiadasz też koleżkom, że „tych całych feministek nikt normalny by nie bzyknął”.

Polska to nie piekło...

Polska bez wątpienia nie jest krajem, w którym „zgotowano kobietom piekło”, jak lubią czasem powtarzać organizatorki „czarnego protestu”. W Dzień Kobiet pismo „The Economist” zamieściło ranking najbardziej przyjaznych kobietom rynków pracy w Europie. Polska znalazła się na piątym miejscu, zaraz za krajami nordyckimi, a przed Francją. Niemcy znalazły się dopiero na 19. miejscu. Podobny ranking (Women In Work Index) stworzyła firma konsultingowa PwC, tylko że brała pod uwagę 33 najbardziej rozwinięte kraje świata – Polska znalazła się w nim na 9. miejscu. Przed nami poza Półwyspem Skandynawskim znalazły się jeszcze tylko Luksemburg, Nowa Zelandia i Słowenia. Niemcy (19. miejsce) oraz Francja (17.) znów znalazły się daleko w tyle za naszym krajem pod tym względem. Co jest naszą najmocniejszą stroną? Niskie bezrobocie wśród kobiet oraz przede wszystkim bardzo niska luka płacowa, czyli różnice w zarobkach między płciami. PwC w raporcie tym wskazało wręcz, że Polska jako pierwsza na świecie zlikwiduje lukę płacową. Także inne wskaźniki pokazują, że Polska nie jest złym miejscem do życia dla kobiet. Liczba przestępstw seksualnych jest w Polsce czwarta najniższa w UE – mniej jest jedynie w Austrii, Hiszpanii i Holandii. Nasz kraj znajduje się też na 6. miejscu w OECD pod względem odsetka kobiet wśród menedżerów. 40 proc. menedżerów w Polsce to kobiety, tymczasem średnia OECD jest niemal o 10 pkt proc. niższa.

...ale też jeszcze nie niebo

Oczywiście to nie znaczy, że Polki nie mają swoich problemów. One są, i to bez dwóch zdań. Można tu wymienić chociażby fatalną ściągalność alimentów. A także bardzo niskie wyroki za gwałt, które są wydawane nad Wisłą – polskie sądy są dwa razy mniej surowe dla gwałcicieli niż sądy w wielu innych krajach UE, na co zwrócił uwagę w niedawnym wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł. Polki też są w czołówce świata, jeśli chodzi o wykonywanie pracy w domu. Tylko że to akurat wynika głównie z fatalnej jakości usług publicznych w naszym kraju, bo polscy mężczyźni również są w czołówce tej kategorii. Generalnie gorsza sytuacja Polek w niektórych obszarach względem ich koleżanek z Zachodu wynika najczęściej z tego, że jesteśmy po prostu wciąż wyraźnie biedniejsi. Niestety, liderki „czarnego protestu” nieszczególnie wymieniają akurat powyższe utrapienia. Skupiają się na dostępie do aborcji czy procedury in vitro. Tylko że obostrzenia w dostępie do aborcji czy brak publicznego dofinansowania in vitro nie wynikają w żaden sposób z chęci podporządkowania sobie kobiet. Spór o aborcję czy in vitro to spór aksjologiczny – ich przeciwnicy po prostu nie zgadzają się na zabieranie prawa do życia ludziom nienarodzonym. Łączenie tego z odbieraniem kobietom ich uniwersalnych praw jest nieuprawnione, czego dowodem choćby to, że w ruchach pro-life działa olbrzymia liczba kobiet i to one najczęściej występują w tej sprawie w mediach z ramienia różnych NGO. Trudno, żeby odwołująca się do katolicyzmu ekipa rządząca zliberalizowała prawo aborcyjne. Jednak rząd może wyjść naprzeciw przynajmniej części uczestniczek „czarnego protestu”, pokazując, że nie jest ślepy na potrzeby kobiet w obszarach, które nie budzą żadnych wątpliwości. Chociażby zwiększając skuteczność ściągalności alimentów. A także polepszając instytucje opieki nad dziećmi czy starszymi, by zmniejszyć liczbę godzin pracy domowej.

Macho do Ciudad Juárez

Niestety, rozmowa z ruchami kobiecymi będzie utrudniona, gdy pod katolików czy tradycjonalistów podpięte będą środowiska opacznie rozumiejące konserwatyzm. Dla których konserwatyzm to strzelanie z broni, eksponowanie swojej męskości, często zresztą wyobrażonej, i lekceważący stosunek do kobiet, także tych z „czarnego protestu”. Rolą cywilizowanej prawicy jest bezlitosne potępianie takich przypadków jak ten Romana Sklepowicza, opowiadającego bez zażenowania w telewizji wRealu24, że w życiu „nie bzyknąłby” feministki i generalnie kobiety protestują, bo „brak im seksu”. A wszystko przy śmiechu prowadzącego Marcina Roli. Rolą cywilizowanej prawicy jest również bezlitosne potępianie żarcików o wykorzystywaniu nietrzeźwych kobiet, co zdarzyło się niedawno jednemu z czołowych publicystów konserwatywnych. Lekceważenie kobiet nie ma nic wspólnego z katolicyzmem. Polski konserwatyzm nie może mieć twarzy Romana Sklepowicza albo Marcina Roli. Nabuzowani mentalnym testosteronem panowie nie chcą zbudować świata opartego na chrześcijańskich wartościach – chcą raczej odtworzyć realia rodem z Ciudad Juarez. I najlepiej, gdyby się tam po prostu sami udali. Ciekawe, czy przy meksykańskich kartelach nadal zgrywaliby takich kozaków.

Reklama