Na dodatek wchodzi globalny system CORSIA, a tymczasem Unia już ma swój system EU ETS – Emission Trade System. Ów handel emisjami gwarantuje bezpłatne przydziały. Rzecz w tym, że jak w „Folwarku zwierzęcym” Orwella są zwierzęta równe i równiejsze, tak tu są państwa i linie lotnicze równe i równiejsze. Nasz LOT ma 25 proc. darmowych emisji, a już niemiecka Lufthanza 60. Wynika to z tego, że za podstawę obliczeń przyjęto rok 2011, gdy PLL LOT za rządów PO-PSL zwijał się, a nie rozwijał, jak jest teraz. Europejczycy mają zatem płacić podwójnie: za system CORSIA oraz za EU ETS. To paradoks wynikający z tego, że UE także w tej sprawie chciała być bardziej katolicka od papieża. Też jestem za powietrzem świeżym, wodą czystą i trawą zieloną, ale myślę, że można to pogodzić z interesami gospodarczymi poszczególnych krajów – ja martwię się o nasz – a także interesami polskich konsumentów, dla których te zmiany będą dotkliwsze niż dla mieszkańców Europy Zachodniej.