Trzaskowski ma mandat, lecz do zarządzania sprawami miasta, którego jest prezydentem. Powinien więc zamiast (wirtualnie) do Waszyngtonu udać się (realnie) na rondo Waszyngtona i nie z przemówieniem, ale np. z miotłą, bo takie ma uprawnienia. Skoro już przemawiał podczas politycznego spotkania za granicą, miał obowiązek poprosić MSZ o instrukcje i sporządzić stosowną notatkę. Taki nakaz ciąży na wszystkich politykach. Tak działa każde państwo traktujące poważnie własne bezpieczeństwo.
Polityka zagraniczna nie może być platformą lansu samorządowych książątek, które nie zważając na zagrożenie polskich granic, dla własnych korzyści politycznych decydują się deklamować dyżurny zestaw kłamstw szkalujących Polskę.
Od donoszenia na własną ojczyznę jeszcze nikt nie stał się większy!