Często wytyka się Polakom niską świadomość ekonomiczną. Potrzebna lepsza edukacja ekonomiczna, powiadają. Otóż według tych mądrali Polacy na przykład nie mają pojęcia, skąd się biorą pieniądze w budżecie. Myślą podobno, że rząd czy partia rządząca wykładają jakieś własne oszczędności, gdy chcą np. wspomóc bezrobotnych. No cóż, pochodzę z klasy robotniczej, w moim bloku z pokolenia rodziców niemal nikt nie miał tytułu magistra, ale ręczę, że nie było tam osoby, która by nie wiedziała, co to są podatki i do czego służą. Niedouczone Polki mają popierać także obniżenie wieku emerytalnego, ponieważ nie zdają sobie sprawy, że dostaną niższe emerytury. Osobiście znam mnóstwo kobiet w wieku przedemerytalnym, które to popierają i każda z nich doskonale zna mechanizm określania wysokości emerytury. Po prostu zarabiają tak mało, że dodatkowe pięć lat pracy za marne 200 zł więcej im się zwyczajnie nie opłaca. Jest jednak jedna grupa, całkiem w Polsce liczna, której ewidentnie przydałoby się ekonomiczne dokształcenie. Grupa, która w każdej chwili jest gotowa do obrony najbogatszych i każdą próbę jakiegoś niewielkiego uderzenia jej członków po kieszeniach zaraz zakrzyczy hasłami o kradzieży, rozboju, socjalizmie i gułagach. Co ciekawe, ta grupa to często dokładnie te same osoby, które wytykają innym niewiedzę ekonomiczną. Jest bardzo głośna i skoordynowana, więc nic dziwnego, że zaraz po zaprezentowaniu Polakom konstrukcji daniny solidarnościowej zgodnie okrzyknęła ją zbrodnią na biednych polskich milionerach. Niestety argumenty wysuwane przez tę grupę potwierdzają, że jeśli ktoś w Polsce potrzebuje korepetycji z ekonomii, to właśnie oni.
Bolszewickie USA i komunistyczna Austria
Przypomnijmy, że rząd chce, by od 2019 r. osoby, których roczny dochód przekroczy 1 mln zł, zostały obciążone dodatkowym podatkiem o stawce 4 proc. Mowa jest dokładnie o osobach, których miesięczne zarobki wynoszą przynajmniej 87 tys. zł. Należność trzeba będzie zapłacić dopiero w 2020 r., po złożeniu zeznania rocznego. Jak widać, ani stawka nowego podatku nie jest zbyt wysoka, ani też, kolokwialnie mówiąc, na biednych nie trafiło. Oczywiście podatek będzie płacony jedynie od nadwyżki – pierwszego miliona on nie obciąży. Nie jest więc prawdą, że „przestanie się opłacać zarabiać powyżej 87 tys. zł miesięcznie”, co stwierdził jeden z geniuszy ekonomicznego Twittera. Mimo to odezwał się dobrze znany chór obrońców polskich milionerów.
Oczywiście zwyczajowo okrzyknięto to rozwiązanie socjalistycznym. „Karanie” najbogatszych za ich zaradność to podobno typowo bolszewicka praktyka. No cóż, okazuje się, że dopiero po 1989 r., gdy udało nam się stać częścią Zachodu, trafiliśmy w objęcia bolszewików. Ponieważ w krajach Zachodu dodatkowe opodatkowanie osób bardziej zamożnych to norma. Za to w Rosji i byłych republikach sowieckich normą jest podatek liniowy. Na przykład w Rosji podatek dochodowy wynosi 13 proc., tymczasem w Niemczech są progresywne stawki, a najwyższa wynosi nawet 45 proc. To i tak nic, w Holandii najwyższa stawka wynosi 52 proc., a w Austrii 55 proc. Okazuje się, że nawet USA jest zdominowane przez bolszewików. Tam, nawet po wielkiej obniżce podatków wprowadzonej przez Trumpa, podatek dochodowy ma aż 7 stawek, a najwyższa to 37 proc. Jak na tym tle będzie wyglądała Polska? No cóż, wszystko wskazuje na to, że będziemy nieco mniej komunistyczni niż USA czy członkowie NATO. W Polsce 82 proc. milionerów rozlicza się według liniowego podatku PIT w wysokości 19 proc. Nawet więc po dodaniu tych 4 proc. stawka od nadwyżki z miliona wyniesie 23 proc. A ta część milionerów, która nie przeszła na liniowy PIT, zapłaci od nadwyżki w sumie 36 proc. (druga stawka PIT 32 proc. plus 4 proc. nowej daniny), czyli wciąż mniej od USA, o Niemczech i Austrii nie wspominając.
Średniaki z górnego promila
Część obrońców polskich milionerów zauważa, że PiS, wprowadzając dodatkowy podatek, chce złupić tworzącą się w Polsce... klasę średnią. Twierdzą oni, że owszem, może milion jak na Polskę to sporo, ale w gruncie rzeczy w porównaniu z zarobkami na Zachodzie to wciąż niewiele. Przecież te 87 tys. zł to nie jakaś zawrotna suma. Ludziom ledwo zaczęło sie wieść nieco lepiej, a tu PiS już chce im dowalić podatkowym lewym sierpowym. No cóż, zarabiający ponad milion złotych rocznie należą do niecałego promila najbogatszych Polaków, więc trudno ich nazwać klasą średnią. I to nawet według standardów zachodnich. Nawet gdybyśmy przeliczyli ten milion po kursie rynkowym na dolary, wyszłoby ok. 275 tys. dol. rocznie. Tak więc polscy milionerzy należeliby do 10 proc. najbogatszych Amerykanów. Co więcej, w USA z takimi zarobkami zapłaciliby stawkę 35 proc., czyli drugą najwyższą. Powyżej jest jeszcze tylko stawka 37 proc., dla zarobków większych niż 500 tys. dol. rocznie.
Co ciekawe, obrońcy milionerów powoływali się także na zupełnie przeciwstawny argument – tych milionerów w Polsce jest garstka, nawet się nie opłaca ich opodatkowywać. Bo będą z tego jakieś nieistotne grosze. „Ile takich osób w ogóle jest? Czysty populizm” – napisał na Twitterze Łukasz Warzecha. No cóż, według szacunków Ministerstwa Finansów ma ich być 25 tys. Nie powiedziałbym, że to niezauważalna grupa. Rząd chce uzyskiwać rocznie z tego tytułu 1,2 mld zł – to niemała suma. Trudno więc twierdzić, że szkoda na to zachodu. Portal Money.pl sprawdził, ile zapłacą prezesi polskich spółek. Sam prezes dewelopera Echo Investments zapłaci 270 tys. zł, a prezes producenta gier CD Projekt 239 tys. zł. Tak więc z zaledwie dwóch podatników rząd może uzyskać pół miliona złotych.
Pan Ryszard poleca Czechy
Kolejny żelazny argument przeciwko opodatkowaniu bogaczy to ten, według którego polscy milionerzy przeniosą się do innych krajów i tyle z tego będziemy mieli. „Pomyślmy, ile osób, zarabiających milion rocznie, będzie takimi frajerami, żeby to zapłacić” – z właściwą sobie swadą rzucił Łukasz Warzecha. „Jeśli podatki będą zbyt wysokie, to bardzo łatwo przenieść działalność gospodarczą do Czech” – stwierdził w programie „Gość Radia Zet” Ryszard Petru. Pan Ryszard znany jest ze średniej jakości porad, chociażby w zakresie kredytów frankowych, których był swego czasu entuzjastą, więc radziłbym i w tym przypadku go nie słuchać. O tym, jak „łatwo jest przenieść firmę do Czech” – przekonuje się właśnie wielu tych, którzy tak zrobili. ZUS każe im płacić składki 5 lat wstecz, ponieważ stwierdził, że większość swojej działalności wykonywali w Polsce. Powinni więc się rozliczać w Polsce, a nie w Czechach. Oczywiście mnóstwo jest takich, co przeniosło się z podatkami do któregoś z krajów ościennych – wszystko jest pięknie, tylko że do czasu, aż danym delikwentem zainteresuje się organ podatkowy. Gdyby przeniesienie dochodów osobistych było takie proste, wszyscy polscy prezesi już dawno rozliczaliby się w Panamie.
Mówi się, że każdy żołnierz nosi buławę w plecaku, co oznacza, że potencjalnie może zostać dowódcą. No cóż, Polska pełna jest potencjalnych milionerów – wydaje im się, że nie są bogaczami tylko przejściowo, że już za chwilę szczęście się do nich uśmiechnie, świat doceni ich pracę i nareszcie zarobią te krocie, na które zasługują. Każde opodatkowanie najbogatszych traktują więc jak uderzenie we własne interesy, tylko że w przyszłości. Niestety potencjalni milionerzy chyba nie zdają sobie sprawy, że gdyby zostanie najbogatszym zależało tylko od pracowitości, to świat pełen byłby milionerów – bo pełen jest ciężko pracujących ludzi. Niestety status milionera to efekt mieszanki talentu, pracy, szczęścia i znajomości. I chociażby z wdzięczności za to szczęście najbogatsi powinni płacić więcej.