Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Konieczne ujawnienie pełnej listy zaszczepionych na lewo i tych, którzy ich na nią wpisali

Afera ze szczepieniami na lewo w Warszawskim Uniwersytecie Medycznym pokazuje jak na dłoni, na ile silny jest w Polsce układ postkomunistyczny. Bo okazało się, iż to, co na początku mogło wyglądać jak zaszczepienie poza kolejnością kilku osób znanych z plakatów filmowych czy telewizyjnych seriali, jest faktycznie szeroko zakrojoną akcją szczepienia tzw. swoich, którzy pracowali na rzecz PRL, a potem umościli się dzięki temu w III RP.

Nie tylko Janda, lecz także współpracownicy i funkcjonariusze bezpieki tłumaczą, że dzień i noc śledzili stronę internetową WUM, wyczekując informacji o nadprogramowych szczepionkach i gdy je dostrzegli, to co tchu pędzili do szpitala i wystawiali ramię do wkłucia. Oczywiście te opowieści można między bajki włożyć – żadnych publicznie dostępnych informacji o dodatkowej puli szczepień nie było. A szczepienia grupy postkomunistów i ich przyjaciół zostały najwyraźniej wcześniej zaplanowane i przeprowadzone sprawnie, bo wszyscy przyjęli preparat w ciągu dwóch czy trzech dni. Wiedzieli, że mają być na miejscu, zorganizowano akcję wpisywania ich do rejestru jako niemedyczny personel szpitala, a sam szpital uniwersytecki wysłał do Agencji Rezerw Materiałowych zapotrzebowanie na dodatkowe porcje szczepionek, najpewniej właśnie dla tych elitarnych postkomunistycznych pacjentów. Okazało się zatem, że ta wyjątkowa grupa w III RP zabezpieczyła nie tylko swoje majątki, lecz także zdrowie czy wręcz życie.

Wyjątkowo przygnębiające jest jednak to, że akcja szczepień postkomunistów i ich przyjaciół miała miejsce w szpitalu uniwersyteckim, czyli tam, gdzie przyszli medycy uczą się nie tylko lekarskiego fachu, lecz także etyki. Ale to najwyraźniej teoria – założenie programowe. Bo praktyka jest zgoła inna. Warszawski Uniwersytet Medyczny właśnie pokazał swoim studentom, gdzie ma uczciwość, przestrzeganie prawa czy szacunek dla pacjentów. Zamiast chorych znajdujących się pod ich opieką, do szczepienia w najbardziej uprzywilejowanym terminie wytypował esbeków, dzieci ubeków, tajnych donosicieli.

W jaki sposób ta sprawa winna być załatwiona? Ujawnieniem prawdy. Zaszczepienie nie jest żadną procedurą medyczną naruszającą prywatność tych osób – wszyscy wiedzą, jaki preparat im podano i w jakim celu. Poza tym zostali umieszczeni w grupie pracowników niemedycznych – zatem opinia publiczna ma pełne prawo do poznania nazwisk osób, które z naruszeniem przyzwoitości, procedur i prawa zostały w ekstraordynaryjnym trybie zabezpieczone przed koronawirusem. Koniec z tajnością. Koniec z wprowadzaniem na lewo. Koniec z komfortem, jaki daje brak jawności. Powinniśmy poznać także nazwiska tych pracowników WUM, którzy z Miszczaka, Waltera, Jandy czy Zborowskiego zrobili pracowników szpitalnych. Tak, oni również powinni być ukarani jawnością. A jawność w tej sprawie będzie ozdrowieńcza dla funkcjonowania państwa i będzie fantastyczną szczepionką na takie patologie. Równie skuteczną jak preparat Pfizera. 
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Katarzyna Gójska