I to oczko, i te standardy właśnie zostają zamknięte do skrzynki niewinnych pamiątek. I jak krew w piach idą wszystkie dowody na to, że branża hodowców zwierząt futerkowych to żadna wartość dodana dla rolnictwa, a raczej same problemy i cierpienie zwierząt. Przy użyciu pieniędzy z krwawego biznesu i wpływów polityczno-medialnych stworzono wrażenie „szerokiego frontu” – z jednej strony strasząc ludzi, z drugiej przekupując wpływowych „ludzi prawicy”. Dowodów na to przedstawiliśmy w „Gazecie Polskiej” wystarczająco dużo. Może wystarczy? Bo po co to wszystko, skoro posłowie PiS rozkładają ręce, mówiąc: „Jesteśmy pod ścianą”? Nie tylko zresztą w tym przypadku. Kolejne lobbies traktują Polskę pod rządami prawicy jak postaw sukna do targania i szantażują władze, że „odwrócą się od nich wyborcy”. Nie ma się jednak czemu dziwić.
Swego czasu media donosiły, że siedmiu polityków PiS doradza fundacji bogatego hodowcy norek. Wśród nich miał być Krzysztof Jurgiel, dzisiejszy minister rolnictwa. Czego więcej szukać? Tymczasem władza wchodzi w okres wyborczy, czas rozdawnictwa kiełbasy i wyhamowywania ostrych reform. Będą odłożone ad calendas graecas, rzekomo na kolejną kadencję. Jeśli jednak już dziś władzę może sparaliżować kilku gości z kasą, banda internetowych trolli i seria pohukiwań z Torunia, to szczerze zastanawiam się, czy ta kolejna kadencja to rzeczywiście będzie „domykanie naprawy Polski” – jak przekonywał na Zjeździe Klubów „GP” premier Mateusz Morawiecki.