Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama

Jednak mają się czego bać!

W miarę narastania intensywności działań wojennych na Ukrainie wznoszą się brudna piana moskiewskiej propagandy wzbijana przez V kolumnę Kremla w całym świecie i „żądania pokoju” w postaci osobliwej – poddania się państwa zaatakowanego! Również w naszym kraju, gdzie ogromna większość sympatyzuje z walką bratniego narodu, podgrzewa się tezę, że mimo bohaterstwa Ukraińców wojna jest wygrana przez Moskwę, a my się lepiej nie narażajmy na jej gniew, wspierając napadniętego. Ale dość nieoczekiwanie weszła do gry całkiem przeciwstawna koncepcja – zaangażowanie się po stronie Ukrainy tak dalece, że aż do stworzenia z nią unii państwowej na wzór tej, która w XVI w. zjednoczyła Polskę i Litwę w I Rzeczpospolitą!

Na początek przypomnijmy niecierpliwcom – zwolennikom obu wspomnianych wyżej opcji – że wojna trwa na Ukrainie nie od 3 miesięcy, a od ponad 7 lat, co i tak w skali znanych z naszego kontynentu wojen trzydziesto-, a nawet stuletnich oznacza, że jej losy mogą się potoczyć nader różnie, a jeśli pragniemy jej zakończenia korzystnego dla nas, to trzeba się do niego samemu mocno przyłożyć. I tak się zresztą dzieje w Polsce.

Przed czym to ze strachu zadrżeli Moskale

Stała pomoc w sferach militarnej i logistycznej, w tym zwłaszcza serdeczne – i zadziwiająco sprawne! – przyjęcie ogromnej liczby uchodźców ukraińskich, to niezwykle ważne wsparcie ze strony polskiej. Jednak znaczące sukcesy propagandy kremlowskiej każą się zastanowić nad dalszym rozwojem wypadków i ich globalnymi potencjalnymi konsekwencjami.

Niecały rok temu (27.08.2021) opublikowałem w „Gazecie” artykuł „Albo Trójmorze, albo Mitteleuropa!” kończący się słowami: „Obecny wściekły atak rosyjskiej V kolumny w Polsce na nasz rząd świadczy o tym, że Kreml niczego się tak nie obawia, jak utrwalenia i umocnienia sojuszu polsko ukraińskiego. I dobrze, niech się boją – mają czego!”. Wywołał on zadziwiającą, wręcz histeryczną reakcję… w mediach rosyjskich! Nie tylko został w całości nader przyzwoicie przetłumaczony i opublikowany w czołowych państwowych agencjach prasowych, lecz także uzupełniony w napastliwe komentarze odredakcyjne, niemal jednobrzmiące, co wskazuje na zorganizowaną odgórnie akcję. Omawiany i cytowany był w ponad 200 portalach, w tym w jednej z samozwańczych „republik” donbaskich. Większość portali w tytule wybiła słowa „niech się boją!” wzmocnione w rosyjskim przekładzie do „niech drżą ze strachu!”, po czym zatrudniono kremlowskich „speców”, by wykazać, że Rosja nie ma powodu bać się sojuszu polsko ukraińskiego.

Wziął się za to m.in. wybitny ponoć politolog Siergiej Markow, który „obalił” moje tezy twierdzeniem, że zachęcając Ukrainę do udziału w Trójmorzu, „Polska wciąga ją w pułapkę”, gdyż „jest to forma imperialnego panowania Polski nad Europą Wschodnią. Warszawa pragnie wciągnąć także Ukrainę w sferę swych imperialnych wpływów. Na osnowie inicjatywy »Międzymorza« Polska chce stworzyć swoistą konfederację z ośrodkiem imperialnym w Warszawie i półkoloniami w postaci innych zaangażowanych państw”.

Lekcja z historii Litwy

Moskale zareagowali wówczas tak nerwowo, bo już się szykowali do kolejnej napaści na Ukrainę i zależało im, by pozostała ona bez jakichkolwiek sojuszników. Bardzo podobnie było już raz w naszych dziejach, gdy Litwę pozostającą w kruchej unii z Polską starano się wyizolować w celu ostatecznego podboju – w połowie XVI w. moskiewski despota-degenerat Iwan Groźny, nazwawszy się bezprawnie carem, notorycznie najeżdżał osłabioną Litwę, dybał na Inflanty i miał zamiar zawojować także macierz Rusi – Kijów, pozostający wszak w granicach Wielkiego Księstwa Litewskiego! Sytuacja była tak groźna, że jak pisze prof. Andrzej Nowak w IV tomie swoich „Dziejów Polski”: „Zebrani na sejmie warszawskim posłowie modlili się o zwycięstwo nad groźnym Iwanem. Słowa takiej modlitwy utrwaliła pieśń stworzona przez anonimowego autora (…) i wydrukowana razem z poematem Kochanowskiego »Zgoda« w czasie obrad tegoż sejmu”.
O co zwracał się do Boga największy polski poeta szlachecki? Posłuchajmy:

„O wszechmogący nieba, ziemie Panie,
Co Ty rozkażesz, to się wszystko zstanie:
Raczy-ż potłumić moc nieprzyjacielską,
Zwłaszcza moskiewską.
(…)
Racz, Panie, ściągnąć Twą boską prawicę,
Siłę moskiewską raczysz zetrzeć wszytkę,
W której ufają i którą się chełpią
Hardością wielką.

Czyż nie brzmi to nader aktualnie? Sejm, na który posłował Kochanowski, obradował w 1564 r., w cieniu narastającej agresji moskiewskiej, której Litwa nie była już w stanie dać rady samodzielnie. I choć ani litewscy magnaci z Radziwiłłami na czele, ani król Zygmunt August nie palili się do umacniania litewsko-polskich związków państwowych, kaprys historii, a może Opatrzność sprawiły, że ledwie pięć lat później, w 1569 r. w wyniku uchwalenia unii lubelskiej powstała właśnie Rzeczpospolita Obojga Narodów i wówczas to Kijów wszedł w skład Korony. Nieco później zaś wypożyczony od „bratanków” polski król Stefan Batory uśmierzył boleśnie zapędy Iwana Groźnego. A choć opowiadający o tym tom swoich „Dziejów” prof. Andrzej Nowak zatytułował „Trudny złoty wiek”, to wszak dla złotego wieku warto największe nawet trudy podejmować.

Warunek i naszego przetrwania

Co do formy współżycia Polski z Ukrainą osobiście nie optuję za unią na wzór I RP, choć nie należy wykluczać i tak daleko idącego zjednoczenia, bo wysuwane przez zajadłych krytyków kontrargumenty są ahistoryczne, a w większości raczej histeryczne. Zresztą właśnie dzieje pogłębiającej się wspólnoty polsko-litewskiej pokazują, że dojście do realizacji idei wspólnego państwa zajęło bez mała dwieście lat!
Z drugiej strony wszystko wskazuje na to, że bez wejścia w jednolity organizm państwowy Rzeczypospolitej Litwa w ogóle przestałaby istnieć, podbita i wcielona do rosnącego imperium moskiewskiego. Dzisiejsza Ukraina może nie stoi przed aż takim dylematem, choć walczy z tym samym podłym i okrutnym przeciwnikiem, którego bestialstwa wstrząsnęły nawet sumieniem Zachodu jak wtedy, podczas podboju Inflant w 1561 r., gdy na miniaturze norymberskiego mistrza Georga Bresseleina z podpisem: „Bardzo obrzydliwe, straszne, niesłychane, prawdziwie nowe doniesienia o okrucieństwach, jakie moskowici czynią w niewoli chrześcijanom z Lilandii, mężczyznom i kobietom, dzieciom i cnotliwym dziewczętom”, widać Moskali strzelających z łuków do powieszonych na drzewach obnażonych kobiet, pod których stopami spoczywają zwłoki ich pomordowanych dzieci...

Dziś Ukraińcy walczą niemal samotnie, symbolicznie wspierani przez „wolny świat” legionami cudzoziemskimi, z których jedynie ochotniczy Legion Gruziński jest na froncie od początku rosyjskiej inwazji w 2014 r. My, Polacy, wspomagamy ich duchowo i materialnie, gdyż wiemy, że bez ich zwycięstwa nie ma bezpiecznej przyszłości także nasze państwo. Tak więc zacieśnianie więzi z Ukrainą na wszelkich możliwych poziomach, od wojskowego poczynając, po jakiś rodzaj jak najbliższej wspólnoty państwowej, jest chyba wręcz warunkiem naszego przetrwania. I niech nas nie straszą moskiewskie sługusy medialne z kraju i zagranicy, że pomagając Ukrainie, dajemy pretekst do napaści na nas Putinowi. – Orda żadnych pretekstów nie potrzebuje i prędzej czy później i tak się do nas dobierze, bo mordy, gwałty i rabunki to jedyny znany jej sposób istnienia. Tylko razem możemy to zmienić, a czy kiedyś dwa sąsiednie bratnie narody stworzą jakąś nową Rzeczpospolitą dwojga czy trojga – a czemu nie czworga? – narodów, czy federację, konfederację albo jeszcze inną strukturę – zostawmy Opatrzności i przyszłej historii. Na razie musimy i my szykować się do boju, więc powtórzmy błagalne słowa z cytowanego już utworu polskiego poety Jana z Czarnolasu, nie bez powodu zatytułowanego „Zgoda”:

„Racz, miły Panie, pocieszyć rodzice,
Którzy wysłali syny ku tej bitwie,
By się wrócili do domu w całości
Im ku radości”.

Gdy z Bożą i naszą pomocą po zwycięstwie powrócą do domów ukraińscy wojownicy, przyjdzie pora i na podejmowanie wspólnych z Polską historycznych decyzji – wreszcie w zgodzie!

Reklama