Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama

„Jak się nie nudzić na scenie tak małej...”

Tak się pielęgnuje pamięć narodową w rocznicę napaści Niemiec na Polskę! Jak podała z entuzjazmem Wybiórcza, „Rzeźba [„Złota wagina” - przypis mój, J.L.] została wniesiona do Dramatycznego w orszaku, który wyruszył spod Teatru Studio. Monika Strzępka, która od 1 września objęła stanowisko dyrektorki Dramatycznego, mówiła ze sceny na pl. Defilad o programie jednej z największej instytucji w Warszawie. (...) >>Wilgotna Pani<<, jak nazywają rzeźbę artystki, była niesiona w kolorowym orszaku. Towarzyszyły jej dźwięki bębnów, grzechotek i śpiewy, a także ok. 200 widzów i widzek. Rzeźba zostanie na stałe w Teatrze Dramatycznym”. 

Aż chce się w stylu tego newsa zakrzyknąć: Pizdiec „Dramaticznomu”! Duch Holoubka stąd wypierdala - to nie wulgaryzm, a nawiązanie do słynnej anegdoty ze Spatifem i inteligentami, którym pijany Himilsbach kazał to właśnie uczynić, na co spośród zaskoczonych bywalców kultowego lokalu „nur fűr Artisten” podniósł się szacowny pan Gustaw i oświadczył: „Nie wiem jak państwo, ale ja wypierdalam!”. 

I temu właśnie miały służyć te prymitywne obrzędy plemienne odprawiane przez wiernych, którym specyficzna w i l g o ć wyżarła resztki zwojów myślowych steranych upowszechnianiem religii politpropu - aby zniszczyć genius loci! Ducha miejsca pamiętającego tegoż Holoubka jako Hamleta, Lira, wielkie spektakle w reżyserii jego samego, Jerzego Jarockiego, Adama Hanuszkiewicza. Cóż, widać pełniące od paru dekad funkcję życia kulturalnego stolicy życie seksualne dzikich takich ofiar wymaga! Sodomka z Gomorką. Przewidział to już dawny artysta, ukazując jako centrum przeklętego miasta ogarnięty pożogą nieświętej namiętności gmach jako żywo przypominający Pałac (ha, ha) Kultury, mieszczący nieszczęsny Teatr Dramatyczny. A mówiliśmy - zburzyć! 

Aż się chce temu pseudoartystycznemu bezczelnemu chamstwu powiedzieć to, co Holoubek w Spatifie. Byłby to jednak głos wołającego na puszczy, albowiem kulturalny człowiek w Warszawie nie jest już od dawna bywalcem teatrów zawładniętych przez plujące na wszystkie świętości beztalencia, mające publikę złożoną ze zwolenników poglądu, że Polska to nienormalność, upowszechnianego jako jedyny prawdziwy program przez przywódcę partii jawnie już antypolskiej, wedle wciąż wartej przypominania definicji księcia Adama Czartoryskiego: „W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie”. 

W rękach barbarzyńców teatry zamieniły się w cyrkowe areny gladiatorów panświnizmu. A wieszcz Norwid ostrzegał w wierszu zatytułowanym nomen-omen „Marionetki” – choć tytułowa scena musi nudzić, bo „tak niemistrzowsko zrobiona”, to jednak fundowany na niej spektakl to „teatr życiem płacony”!

Reklama