Jeśli komuś wydaje się, że synod na temat Amazonii nie dotyczy Polski ani Europy i w związku z tym możemy się nim nie zajmować, to jest w głębokim błędzie. Planowane na ten rok wydarzenie ma głęboko zmienić Kościół, a widać to nie tylko po przenikniętym ideologią ekologizmu i new age’ową nowomową dokumencie roboczym, nad którym mają dyskutować uczestnicy, ale także po zapowiedziach jego organizatorów. Nikt już nie ukrywa, że po tym Synodzie „nic nie będzie takie samo”, a przygotowujący go hierarchowie mnożą opinie na temat tego, co ma się zmienić. Ostatnio biskup Erwin Kräutler, jeden z członków komisji przygotowującej synod, wprost wyraził nadzieję, że wprowadzi on nie tylko kapłaństwo dla żonatych mężczyzn, ale także diakonat kobiet. I o ile to pierwsze jest skomplikowaną, ale jednak kwestią prawną (to oznacza, że niezależnie od tego, czy uważamy to za dobry czy za zły pomysł, jest to możliwe bez zmiany doktryny), o tyle diakonat kobiet jest już kwestią dogmatyczną, doktrynalną i dotyczącą kwestii sakramentu.
Nie wydaje się, żeby synod do spraw Amazonii miał prawo podejmować takie decyzje. Ale skoro synod do spraw rodziny i małżeństwa mógł zajmować się homoseksualizmem, rozwodami i zmianą dyscypliny (a wiele wskazuje na to, że także doktryny) dotyczącej relacji między małżeństwem a Eucharystią, to dlaczego synod na temat Amazonii nie mógłby zmienić doktryny w kwestii święceń? Żyjemy w Kościele, w którym dla wielu to właśnie zmiana stała się nowym bożkiem, a protestantyzacja (w najgorszym wydaniu) – głównym celem. Dlatego zamiast uspokajać się, że nas te zmiany nie dotyczą, warto uważnie je obserwować. I zrozumieć wreszcie, że żyjemy w czasach nowej reformacji, a może wręcz nowej rewolucji w Kościele.