Towarzysze zostali więc wezwani, by ostatecznie wygonić „rasistę i faszystę” z serc i umysłów wyborców, w tym Polaków. Bo kto odważyłby się głosować na Hitlera, Stalina i Mussoliniego w jednej osobie? Gdyby tylko był zdrowy na umyśle. Hektolitry zdrowej nauki wylewane są więc na łamy „Gazety Wyborczej” i amerykańskiej prasy politycznie słusznej. Ożywcze strumienie płyną wartko, słowa druzgocące jak wodospad nie potykają się o żadne konwenanse. Ale tak między nami, rzecz w tym, że właściciele największych lewicowo-liberalnych mediów tracą cierpliwość. Bo ile można pompować pieniędzy w nieskuteczną propagandę? Ogarnia ich przerażenie pomieszane z frustracją, że dziesiątki lat trwające pranie mózgów przy pomocy najbardziej awangardowych technik okazuje się funta kłaków warte. Ludzie wciąż myślą na własny rachunek. Perfekcyjne narzędzia okazują się toporne i nieskuteczne.
Zapominamy, że nasze czasy nie są czasami odwagi, tylko reklamy. A reklama kosztuje. I to ich dziś najbardziej boli.