Mówi się nam, że nie dotrzymujemy obietnic, jesteśmy niesolidarni, łamiemy zasady demokracji. Ostrzega, że już jesteśmy nielubiani, a wkrótce staniemy się wręcz niechciani w Europie i świecie. Jeśli to nie skutkuje, straszy się nas karami i sankcjami. Tymczasem w sprawie pracowników delegowanych to Polska broni reguł wspólnego rynku, a Francuzi opowiadają się za prawem do protekcjonizmu – nie po raz pierwszy chroniąc swój rynek i nam tego odmawiając. Prezydent Macron uderza w dobrą współpracę Grupy Wyszehradzkiej, która przygotowała spójne stanowisko i mandat negocjacyjny dotyczący tej kwestii. Czyni to w imię interesu mocarstwowego Francji, a nie racji wspólnotowych. Wspólne działanie państw regionu to nasz atut. I tego się trzymajmy. Lecz odrzućmy zbędne emocje i, broniąc swego, rozmawiajmy też z Francją i KE. Trzeba przywyknąć do apeli, które udają, że odwołują się do naszych sumień, podczas gdy najczęściej chodzi w nich o atak na nasz portfel. Już taka jest ta gra.