Zapomina się przy tym, że na Bliskim Wschodzie ataki rakietowe i życzenie śmierci Stanom Zjednoczonym to raczej smutna codzienność, a nie coś wyjątkowego. Ponadto niewielu już pamięta, że ostatnia duża interwencja USA na Bliskim Wschodzie nie rozpoczęła się ot tak, jako seria nieszczęśliwych zdarzeń i dyplomatycznych poślizgnięć. George W. Bush na ponad pół roku przed inwazją prosił ONZ o rezolucję, która by mu to umożliwiła. Tak naprawdę mamy do czynienia nie z uwerturą do wojny, ale z przywróceniem przez Donalda Trumpa podstawowej logiki odstraszania, która – jak widać po reakcji Teheranu – zaczyna przynosić owoce.