Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Ryszard Czarnecki,
05.03.2022 12:43

Europa Wschodnia: zaczęła się „wielka gra"

Po ludzku bardzo przeżywamy ofiary agresji Rosji na Ukrainę, zwłaszcza śmierć dzieci czy szerzej: ludności cywilnej. To dramat niewyobrażalny, efekt nieuzasadnionego i programowego bestialstwa. Reagujemy na nie niezgodą i gniewem, i m.in. te emocje rodzą czyn pomocy setkom tysięcy uchodźców. To minimum tego, co można i należy zrobić. Jednocześnie warto też chłodno analizować sytuację, jej szerszy kontekst, dlatego tym razem proponuję skupić się na analizie geopolitycznej.

Skala agresji zaszokowała Europę i świat. Spodziewano się „korekty” granic, czyli zajęcia tego, co i tak było już ekonomicznie i politycznie pod rosyjskim butem, a więc terytoriów samozwańczych republik donieckiej i ługańskiej. Ba, powszechnie uznawano, że Putin przejmie w całości oba te regiony, a może także postara odbić się cześć albo całość Ukrainy Wschodniej. Nie spodziewano się jednak na zachodnich salonach , że będzie walczył o całą Ukrainę, czyli o powrót tego państwa w całości do rosyjskiej strefy wpływów. W praktyce oznacza to – jeśli jego plan się powiedzie – cofnięcie europejskiej geopolityki do czasów Związku Sowieckiego i „zimnej wojny”.

Ostatnie oświadczenie strony amerykańskiej, że NATO nie będzie interweniować na Ukrainie, jest próbą pokazania, że w sytuacji wojny w Europie Wschodniej jednak „leci z nami pilot”: USA uświadamiają Rosji i światu granice swojej interwencji, ale też wysyłają sygnał, że wspierając Ukrainę militarnie (sprzęt, a może i doradcy) oraz politycznie, jednocześnie nie zaangażują się bezpośrednio ani też - w domyśle – nie będą chciały pozwolić się zaangażować innym członkom NATO. W ten sposób Waszyngton określa granice presji na Rosję, ale też pośrednio szuka pewnego „modus operandi” w relacjach z Moskwą. To zapewne przygotowanie do potencjalnych negocjacji pokojowych, choć prawdopodobnie nie odbędą się one szybko.

Coraz więcej krajów decyduje się przekazać broń Ukrainie – często zmieniając skądinąd swoje wcześniejsze decyzje. Czasem przyjmuje to kabaretowy wymiar, jak wysłanie na Ukrainę przez Niemcy zepsutych rakiet z demobilu. W ten sposób Berlin Rosji nie zaszkodził, a Ukrainie, przynajmniej formalnie, pomógł. Jednak taka „pomoc” będzie przez Kijów zapamiętana i układa się w logiczna całość, z której wynika, że tak jak Berlin był do niedawna faktycznie największym sojusznikiem Moskwy, to  teraz, po teoretycznej zmianie frontu, tak pomaga Ukraińcom, żeby nie pomóc. Ujawnienie informacji o rakietach, które Rosji krzywdy nie zrobią, zbiegło się z deklaracją niemieckiego ministra do spraw energetyki, który oświadczył – zresztą po spotkaniu z niemieckim biznesem – że jest przeciwny sankcjom na rosyjski eksport kopalin. Jednym słowem: Niemcy chcą dużo zmienić, żeby nic nie zmienić.

Do europejskiej gry trzy grosze dorzucają państwa azjatyckie: Japonia po prostu wysyła kamizelki kuloodporne – to defensywny, ale konkret – a Korea kombinuje „jak koń pod górę”, zapowiadając mniej więcej sankcje na Rosję, jeśli USA z nich zrezygnują...

Politycznie Rosja jest w odwrocie. Nie oznacza to jednak jeszcze odwrotu militarnego…