Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Paweł Rakowski
06.02.2023 18:00

Drony nad Isfahanem a sprawa ukraińska

Ubiegłotygodniowy atak dronowy na Iran kolejny raz pokazał, jak bardzo powiązane ze sobą są sprawy bliskowschodnie i europejskie. Pomimo pierwotnego entuzjazmu, szczególnie ukraińskich dziennikarzy, drony wymierzone w obiekt należący do Irańskiej Gwardii Rewolucyjnej w dawnej stolicy Persji Isfahanie nie zniszczyły go, nie produkowano tam dronów Szahed, za całą akcją najprawdopodobniej nie stał Izrael.

Gdy obserwowałem te początkowo sensacyjne doniesienia o atakach na kilka miast w Iranie ze stolicy Jordanii Ammanu, dziwiło mnie, że ta pięciomilionowa metropolia śpi w najlepsze, kiedy to tworzy się historia. To jednak właśnie spokój w krajach arabskich niejako gwarantuje, że Izrael nie wykorzystał przestrzeni powietrznej Jordanii, Arabii Saudyjskiej i któregoś z krajów Zatoki Perskiej do tego ataku.
Od wznowienia konfliktu między Iranem a światem arabskim w 2011 r. Teheran wprost deklaruje, że zrówna z ziemią kraje Zatoki Perskiej, które przepuszczą izraelskie samoloty lub drony. I jest to groźba traktowana bardzo poważnie szczególnie w Rijadzie czy w Abu Zabi, które na własną rękę zamierzają dogadać się z Teheranem.

Ostrzeżenie ze strony Amerykanów?

Media sugerowały pierwotnie, że izraelskie drony mogły nadlecieć z terenu Azerbejdżanu, co mogłoby łączyć się w logiczną całość z atakiem na azerską ambasadę w Teheranie dzień wcześniej, jednak to jeszcze nie jest ten poziom eskalacji napięcia, aby Ilhan Alijew bez gwarancji ze strony Turcji angażował się w otwarty konflikt militarny z Iranem. Tak więc jeśli rzeczywiście Izrael stał za tym atakiem, to jedynie poprzez szkolenie irańskich opozycjonistów lub Kurdów, którzy z terytorium Iranu mogli wystrzelić drony na Isfahan.

Jaki cel polityczny miałby bezpośredni udział Izraela w tym incydencie? Tel Awiw interesuje tylko program atomowy reżimu ajatollahów, który może być ukończony jedynie dzięki Putinowi. Zatem albo Iran odstąpi od Putina, albo reżim ajatollahów będzie miał jeszcze większe problemy niż dotychczas, zwłaszcza że jest najsłabszym ogniwem obecnej globalnej układanki.

Dlatego też coraz więcej komentatorów zwraca uwagę na możliwość bezpośredniego zaangażowania USA w atak dronowy. Chociaż media nie poświęcają temu większej uwagi, to amerykańskie posterunki w północnej Syrii i Iraku stale są niepokojone przez miejscowe proirańskie milicje. Liczba incydentów między tymi formacjami a Amerykanami mogła doprowadzić w Waszyngtonie do decyzji o ataku, który przy okazji obnażyłby bezradność i słabość irańskiej obrony przeciwlotniczej.

Dodatkowo zdaniem komentatorów próżnia między Teheranem a Zachodem po załamaniu się rozmów w Wiedniu i po rewolucji hidżabowej musi być wypełniona. Dlatego też Amerykanie mogą być skłonni naciskać na Iran poprzez rozmowy polityczne lub presję militarną, aby ten odstąpił od Rosji. A do presji militarnej nikt nie nadaje się lepiej niż Beniamin Netanjahu.

Netanjahu ucieka do przodu

Netanjahu powrócił do władzy z hasłem „pokój z Arabią Saudyjską”, ale ponowna eskalacja konfliktu z Palestyńczykami i nowi koalicjanci Likudu w Knesecie szybko sprawili, że pomysł Bibiego, który znajduje się w sytuacji podbramkowej, się zdezaktualizował. Albo zgodzi się na odmrożenia procesu osadniczego na Zachodnim Brzegu Jordanu i będzie miał koalicję, lecz nie będzie miał żadnego wsparcia ze strony Białego Domu, albo zablokuje inicjatywę Itamara Ben Gewira w kwestii osiedli i Izrael mogą czekać kolejne wybory wiosną lub jesienią.

Dlatego też Netanjahu ucieka do przodu i pomimo osobistych oraz politycznych antypatii z administracją Bidena zamierza ocieplić relacje z Białym Domem. Tym bardziej że świat arabski dystansuje się od nowego rządu w Tel Awiwie i Kair, Amman czy Rijad ochładzają stosunki z Izraelem.
Dlatego też Bibi po tajemniczym ataku na Iran przyjął swoją ulubioną pozę „wiem, ale nie powiem” i przywrócił agendę irańską do bieżącej izraelskiej polityki, która zaczyna być w końcu zbieżna z linią Waszyngtonu. Jeżeli Iran „odpadłby” od Rosji, wtedy Izrael miałby rozwiązane ręce wobec spraw ukraińskich i europejskich. A to byłoby wielką korzyścią strategiczną dla Izraela i polityczną dla samego Netanjahu, który niwelowałby wrogość demokratów Bidena pomocą dla Ukrainy lub przykryłby kwestią ukraińską sprawę palestyńską i bandytyzm żydowskich ekstremistów, sympatyków Ben Gewira, względem m.in. chrześcijan w Jerozolimie.

Czy będzie izraelska broń dla Ukrainy?

Dlatego też w wywiadzie dla CNN Netanjahu pierwszy raz wspomniał o możliwej pomocy izraelskiej dla Ukrainy i o systemie Iron Dome, który mógłby trafić nad Dniepr. Abstrahując od skuteczności tego systemu w ukraińskich warunkach, to komunikat Netanjahu świadczy o dużej zmianie lub raczej możliwości zmiany jego dotychczasowej polityki.

Zarówno przed wyborami, jak i po nich izraelski premier deklarował, że żadna izraelska broń nie trafi na Ukrainę ze względu na możliwości transferu technologii z Ukrainy do Rosji i ostatecznie do Iranu.
Jednocześnie Izrael wyczuwa lukę na globalnym rynku zbrojeniowym powstałą po dość rozczarowującej sprawności rosyjskiej techniki zbrojeniowej. Dlatego też po blamażu z 2008 r., kiedy to Izrael przekazał Rosji kody do dronów sprzedanych Gruzinom, Tel Awiw chciałby wrócić do gry i wejść na rynek m.in. indyjski, zdominowany do tej pory przez Rosję.

Z tym że ewentualne pojawienie się izraelskiego uzbrojenia na Ukrainie może wiązać się też z komplikacjami. Izraelska optyka i technologia wojskowa dostosowane są do innych warunków pogodowych: ponad 300 słonecznych dni w roku, niewielkich opadów, praktycznie bez opadów śnieżnych.

Powrót do Europy

Z perspektywy Bliskiego Wschodu wojna na Ukrainie jest tematem ważnym, ale odległym. Nie był to temat izraelskich wyborów ani nie jest to kwestia poruszana w czasie trwającej tureckiej kampanii wyborczej. Dla amerykańskiej administracji ta wojna ma jednak priorytetowe znaczenie.
Pomimo blamażu po decyzji OPEC Waszyngton nie wyciągnął ani nie wyciągnie, w imię ważniejszych interesów politycznych, konsekwencji wobec saudyjskiego następcy tronu Muhammada bin Salmana, który zresztą asekuruje się miliardami dolarów przekazywanych krajom arabskim i muzułmańskim na zakup żywności, żeby łagodzić skutki kryzysu po pandemii i w związku ze zniknięciem Ukrainy z rynku zbożowego.

Drugim kandydatem do politycznych szturchańców ze strony Bidena był właśnie Netanjahu, który na tle swoich radykalnych i awanturniczych koalicjantów prezentuje się jako polityk umiarkowany i stateczny. Netanjahu też jednak wyczuł obecny wiatr dziejowy i chociaż z wielką niechęcią, będzie musiał poczynić jakieś koncesje w sprawie palestyńskiej, ale będzie odraczał tę nieuchronność m.in. poprzez pomoc dla Ukrainy.

W związku z załamaniem się jego długofalowej polityki orientowania się tylko na Bliski Wschód kosztem Europy Tel Awiw może też spróbować jakiegoś resetu z niektórymi krajami Starego Kontynentu. Co byłoby wskazane wobec możliwego pojawienia się już w tym roku egipsko-izraelskiego gazu na rynku UE. Co więcej, odcinanie chociażby Niemiec od Iranu byłoby wspólnym interesem zarówno Waszyngtonu, jak i Tel Awiwu.

Wesprzyj niezależne media

W czasach ataków na wolność słowa i niezależność dziennikarską, Twoje wsparcie jest kluczowe. Pomóż nam zachować niezależność i kontynuować rzetelne informowanie.

* Pola wymagane