Zakłada ochronny strój i rękawice. Szuka pompy, ustawia zapory, odgradza od niego wszystko, co się da, bo to, co czyste, jest dla niego cenne. Nie chce mieć z szambem żadnego kontaktu. Chroni innych przed jego wypływem. Ale ktoś, kto pochodzi „z innej bajki”, jest wielbicielem i uczniem innej cywilizacji, nie ma poczucia, że trzeba się odgrodzić od rozlanego szamba. Przeciwnie, wchodzi do niego, gdy stwierdzi, że skróci sobie drogę. Co tam, umyje się potem! Nic mu nie przeszkadza, że długo jeszcze będzie się ciągnął za nim trudny do opisania fetor. Uważa, że jak innych zarazi tym zapachem, to będzie mu raźniej. I tak dziś z nami jest: jedni się izolują od szamba, inni chcą na nim skorzystać. Ale ostateczny bilans może być niewesoły: tych plam może się już nie da zetrzeć, woni nie da się usunąć, nawet gdy skropi się ją mocnymi perfumami made in Unia Europejska. I szambo będzie górą.
Człowiek cywilizowany i szambo
Są takie sytuacje, gdy człowiek musi przyznać się do swojej cywilizacji. Jedną z nich jest przykra konieczność uporania się z szambem, które wybiło. Człowiek cywilizowany wie, że musi powtrzymać jego wylew, a zarazem zrobić wszystko, żeby się w nim nie ubrudzić. Co robi?