W sądzie w Szczecinie odbywa się proces, który jest jednym z najbardziej charakterystycznych dla mafijnego systemu politycznego III RP. Dotyczy tak zwanej afery melioracyjnej. Była ona wynikiem działalności zorganizowanej grupy przestępczej, która zdaniem prokuratury działała w Zachodniopomorskim Zarządzie Melioracji i Urządzeń Wodnych.
Grupa ta miała ustawić 106 różnych przetargów na łączną kwotę ponad 600 mln zł w czasie, kiedy Polską rządziła koalicja PO-PSL. W związku z tą sprawą kłopoty ma były sekretarz generalny PO, dzisiejszy senator Stanisław Gawłowski. W zeszłym tygodniu opinia publiczna dowiedziała się, jak brzmią wyjaśnienia jednego z kluczowych świadków w tej sprawie, Krzysztofa B., biznesmena z Darłowa: „Pan Gawłowski powiedział, że potrzebuje około miliona złotych, bo wybory kosztują. Powiedziałem, że nie dysponuję takimi pieniędzmi. Ostatecznie dogadaliśmy się, że załatwię jakieś pieniądze. Gawłowski powiedział, że jak wygram przetarg, to szybko mi się zwróci” – zeznał biznesmen. Miał przekazać ogółem około 400 tys. zł. W trakcie procesu potwierdziły się informacje, które wcześniej podawała między innymi „Gazeta Polska” piórem Tomasza Duklanowskiego.
Biznesmen Krzysztof B. w celu realizacji jednego z przetargów powołał specjalną firmę. Jego wspólnikami w tej spółce stali się członkowie rodziny dzisiejszego senatora Gawłowskiego, a wówczas wiceministra środowiska i genseka Platformy Obywatelskiej. Po 25 proc. udziałów w firmie objął pasierb Gawłowskiego oraz jego siostrzeniec. Z odczytywanych w sądzie zeznań dowiedzieliśmy się, że Gawłowski do spółki nie chciał wchodzić, „póki jest osobą publiczną”. Ale decyzje dotyczące powstałej na potrzeby przetargu firmy podejmowane były w domu Gawłowskiego. Polityk zaprosił do siebie dyrektora lokalnego banku spółdzielczego oraz biznesmena. W czasie tego spotkania podjęto decyzję, że spółka, która wygrała przetarg i której udziałowcami są członkowie rodziny Gawłowskiego, otrzyma kredyt na swoją działalność. Działania Gawłowskiego były tak bezczelne, że wziął on udział w konferencji prasowej, na której ogłaszany był plan realizacji inwestycji, zrealizowanej później przez spółkę jego pasierba i siostrzeńca. W konferencji uczestniczył też urzędnik stojący dzisiaj przed sądem. Gawłowski miał wskazać go jako człowieka, o którym „trzeba pamiętać”. Ów urzędnik pisząc na kartkach, miał przekazywać biznesmenowi informacje o wysokości żądanych łapówek. Suma pieniędzy przekazanych urzędnikowi przez biznesmena to około 600 tys. zł. W czasie rozprawy pojawiły się też kolejne informacje, z których wynika, że kontrolująca sytuację w regionie Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego ciekła jak durszlak. Gawłowski miał dysponować wiedzą na temat planowanych kontroli, którą podzielił się z biznesmenem, ten przekazał te informacje urzędnikowi – wcześniej dowiadując się od Gawłowskiego, że urzędnik może być podsłuchiwany. Informacje Gawłowskiego były precyzyjne. Dziś przed sądem stoją zarówno urzędnik, biznesmen, jak i Gawłowski. W gabinecie urzędnika faktycznie ABW zainstalowało pluskwę i całe towarzystwo było podsłuchiwane. Do winy przyznają się zarówno urzędnik, jak i biznesmen. Gawłowski idzie w zaparte. W czasie procesu poznaliśmy też odpowiedź na pytanie, dlaczego biznesmen nie chciał zeznawać, kiedy rządziła PO. Miał „bać się o życie swoje i rodziny”. To wszystko jest ciekawe z jeszcze jednego powodu – wybiórczej ciszy medialnej. W tej sprawie zeznawał również inny biznesmen. Ten odwołał przed sądem część swoich zeznań ze śledztwa. Chodzi o Bogdana K., który wcześniej twierdził, że sprezentował Gawłowskiemu słynny apartament w Chorwacji w zamian za jego wsparcie przy wygrywaniu przetargów. Przed sądem uznał jednak, że apartament sprzedał teściom pasierba Gawłowskiego. Tak dziwnie się złożyło, że informacja o odwołującym zeznania świadku trafiła na czołówki mainstreamowych portali w dniu rozprawy. Wiadomość o drugim – podtrzymującym i bojącym się o życie ze względu na wpływy Gawłowskiego – przemknęła niezauważona.
Afera melioracyjna ujawnia nie tylko spojone publiczną kasą paramafijne związki polityków, biznesmenów, służb i urzędników. Pokazuje również, że brudne pieniądze dają gwarancję politycznej i medialnej ochrony. Gawłowski jest dzisiaj kluczowym politykiem dla utrzymania większości w Senacie. Cieszy się pełnią władzy w izbie wyższej i sympatią części mediów. Polityczni koledzy senatora, którzy nadzorowali Zarząd Melioracji w czasie, kiedy działała w nim zorganizowana grupa przestępcza, ciągle kierują szczecińskim samorządem. Jeden z nich dostał nawet awans i z ramienia chłopskiej partii zasiada spokojnie w Sejmie nowej kadencji.