Bo właściwie czemu to dokonania Wałęsy miałyby determinować to, czy był Bolkiem czy nie. To raczej kwestia tego, czy pisał donosy i brał za to pieniądze, czy też tego nie robił. Ale jak widać, dla Onetu fakty to sprawa drugorzędna.
Pomyślałem jednak, że spróbuję potraktować odezwę dziennikarza poważnie. Więc odpowiedź brzmi: faktycznie nie zrobiłem tego, co zrobił Wałęsa. Nie byłem w Solidarności za ciężkiej komuny. Ale też nikt mi nie zarzuca, że donosiłem i niszczyłem tymi donosami ludzi. Niestety, piszę to z bólem, mam też bez porównania mniejsze szczęście w totka. Nie byłem również prezydentem, który przez kilka lat nieźle zaszkodził Polsce, otaczając się paskudnymi typami spod ciemnej gwiazdy i na przykład starając się o to, by rosyjskie wojsko nadal stacjonowało w Polsce. No, więc nie zrobiłem nawet promila tego, co Wałęsa. Ale mimo to mogę sobie pozwolić na okrzyk: Bolek! Bo Bolek jest Bolkiem niezależnie od moich „zasług”. I warto, by Onet o tym pamiętał. Tak samo jak o tym, że Bolek to nie Solidarność. Bo Solidarność to miliony bohaterów, którzy nigdy się nie złamali – a nie jeden Bolek. Przy okazji warto też zauważyć, że przyglądając się sprawie Wałęsy, widać jak na dłoni stopień degeneracji środowiska tych naszych niby autorytetów moralnych z okolic „GW”, PO czy TVN. Może nie pamiętacie, ale kiedyś Wałęsa był dla nich szkodnikiem, małpą, pijakiem bijącym żonę i wszystkim, co w Polsce najgorsze. Aż nagle w jeden dzień stał się bohaterem. Gdy wyszły kwity, że donosił. Agent? No to kumpel i wzór!
Jest to oczywisty „deal” między nimi a Wałęsą. Dość prosty. W zamian za ochronę i powtarzane zawsze i wszędzie zapewnienia o jego wielkości, Wałęsa powie i zrobi wszystko, czego od niego zażądają. Nieważne, jak głupie, parszywe i paskudne by to było (a najczęściej jest). Ot, ponura prawda o tych, którzy mają dziś czelność nazywać się dziedzicami Solidarności.