W tym zaułku przy Polach Mokotowskich znajduje się również długi, metalowy płot, który opanowali graficiarze. Oczywiście wśród malowideł znajduje się m.in. wielki napis „Legioniści” stworzony przez fanów Legii Warszawa. Słonecznego dnia w ubiegłym tygodniu ktoś – nie napiszę „nieznani sprawcy”, bo to akurat nazwa jednej z grup działających na Legii – zamalował napis kibiców charakterystyczną tęczą, symbolem, który od kilkunastu lat w Polsce dzieli zamiast łączyć. Byłem ciekaw, ile zajmie kibicom przywrócenie stanu pierwotnego. Nie minęła doba i znów napis był na swoim miejscu. Poza tym, iż jest to dowód tego, że ruch kibicowski jeszcze istnieje, to jest to ciekawe z innego punktu widzenia. Chodzi o autentyczne zaangażowanie. Gdyby bowiem tak się zdarzyło, że zamalowano by któryś z modnych ostatnio patriotycznych murali, to założę się, że nie można by liczyć na tak szybką reakcję. Wymagałoby to co najmniej czterotygodniowej nawalanki w mediach, ośmiu konferencji prasowych polityków wszelkich szczebli, przetargu na odmalowanie, śledztwa policji i na końcu właściwej restauracji malunku. Wydaje się, że tym się różni polityka od realnego działania obywatelskiego. Nie sposób nie zauważyć, że prawica przestała być już spontaniczna i w zasadzie mało kto tu działa, nie patrząc na własną korzyść. Bez tego spontanu w polityce i bez ideowych sporów wszystko zaczyna się pomalutku wystudzać. No ale może to cena za profesjonalizację działań.
Bez spontanu
Ulica Ondraszka w Warszawie jest raczej zapomniana przez Boga i ludzi. W zasadzie nic przy niej nie ma, gdyby nie liczyć dość popularnego boiska i rozpadającego się od 20 lat stadionu Skry. Jest tam jednak dużo miejsca do zaparkowania samochodu, z czego czasem korzystam.