Do tego dochodzi dość spektakularne ujawnienie się napięć między Paryżem a Berlinem. I tak oto niemiecki europoseł zarzuca Francji… ograniczenie możliwości nauki języka niemieckiego w tamtejszym szkolnictwie państwowym! Jednocześnie politycy francuscy zarówno reprezentujący obóz rządowy, jak i opozycję ostro atakują władze Republiki Federalnej, zwłaszcza kanclerza Olafa Scholza i prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera, za ich stosunek do Rosji.
Przyznajmy, że zarzuty te, choć są absolutnie zasadne, we francuskich ustach brzmią karykaturalnie, bo w tym obszarze, mówiąc staropolskim, pochodzącym z końca XVIII w. powiedzeniem: „Wart Pac pałaca, a pałac Paca”. Akurat francuska klasa polityczna była i jest równie prorosyjska, jak elity niemieckie, a nawet może jeszcze bardziej, bo w RFN jest chociaż Partia Zielonych, która cokolwiek by powiedzieć, w sprawach Rosji Putina i Białorusi Łukaszenki w zasadzie mówi… polską narracją.
Nie martwią mnie, prawdę mówiąc, te francusko-niemieckie animozje, nawet jeśli są zapewne czasowe i dotyczą tylko części polityków. Natomiast akurat gdy chodzi o stosunek do Rosji, to zarzuty ludzi z Paryża wobec ludzi Berlina można skwitować tytułem amerykańskiego filmu: „I kto to mówi”.
A swoją drogą Niemcy, a szczególnie niemiecka socjaldemokracja, aż się prosi o strzał. Jakby mało było prorosyjskiej strategii i zasiadania w radzie nadzorczej Rosnieftu dwukrotnego kanclerza Gerharda Schroedera oraz jednego z autorów nieszczęsnego formatu normandzkiego (Rosja, Niemcy, Francja, Ukraina, bez Polski!), który doprowadził do agresji Moskwy na Kijów, czyli prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera, oraz obecnego kanclerza Olafa Scholza, który mówi „NEIN” przyspieszeniu wejścia Ukrainy do Unii, doszła jeszcze Manuela Schwesig, SPD-owski premier landu Meklemburgia-Pomorze Przednie, a także były socjalistyczny szef MSZ w koalicyjnym rządzie CDU-SPD Sigmar Gabriel, który schłostał publicznie ambasadora Ukrainy w Berlinie (skądinąd „jadącego po bandzie” z niemieckimi politykami).
Z drugiej strony atak liderów i europosłów CDU na swoich rodaków jest swoistą ucieczką do przodu: gromiąc SPD, udają, że nie było Ostpolitik kanclerz Merkel w zasadzie bliźniaczej do Ostpolitik SPD...