Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama

Armaty i morale

Za każdym razem, gdy kupuję owoce i warzywa na pułtuskim Rynku, przechodzę koło domu, na którego ścianie tablica memorialna głosi, że tu witał nowy – 1807 – rok Cesarz Francuzów Napoleon Bonaparte. Co robił mocarz Europy w naszym uroczym, niemniej po dziś dzień prowincjonalnym miasteczku? 

Przybył tu kilka dni po stoczonej 26 XII 1806 r. przez swego ulubieńca, marszałka Lannesa zwycięskiej bitwie z Rosjanami, jednej z wielu podczas wyzwalania spod władzy Prus i Rosji terenów zagrabionych Rzeczypospolitej. To wtedy przybył do Wielkopolski „z ziemi włoskiej” generał Dąbrowski, a Bonaparte „dał nam przykład, jak zwyciężać mamy”. Nawiasem mówiąc, nazwa „Pułtusk” figuruje obok takich jak „Wagram” czy „Jena” na paryskim Łuku Triumfalnym upamiętniającym najświetniejsze francuskie zwycięstwa.

Otóż Napoleon ponoć miał zwyczaj, że przed awansowaniem zdolnego oficera na generała, dopytywał się jego kolegów nie o jego umiejętności, bo te sam najlepiej umiał ocenić, ale o to, czy ma „wojenne szczęście” - czynnik niezbyt uchwytny, ale istotny. Zdaje się, że władcy Rosji ani wtedy, gdy pod Pułtuskiem tęgie lanie otrzymał dowodzący ich wojskiem Benningsen, ani dziś, gdy nikt już nie wie, kto aktualnie dowodzi hordami orków na Ukrainie, swoich generałów o to nie pytali. Stąd tak wielu z nich prosto z ukraińskich pól bitewnych zawitało „na kocert Josifa Kobzona”, jak to zagadkowo dla nas ujmują bracia Ukraińcy. Kobzon, estradowy sowiecki gwiazdor, ulubieniec Kremla, nie żyje od 2018 r., więc bilet na jego koncert otrzymany z rąk ukraińskich żołnierzy oznacza utratę przez Moskali kolejnego generała czy pułkownika.

Podsycane na Zachodzie ostatnio przez propagandę rosyjską przekonanie, że „Ukraina właśnie tę wojnę przegrywa” i w związku z tym nie ma co się dalej w pomoc dla niej angażować, jest bardzo odległe od prawdy z dwóch co najmniej powodów. Znów pomoże nam to zrozumieć bóg wojny Napoleon. Anegdota głosi, że w kolejnych wyzwalanych polskich miasteczkach witały go salwy armatnie, więc gdy w jednym tego zabrakło, zdziwiony wezwał burmistrza. Wystraszony gospodarz grodu wyjąkał: „Po pierwsze, nie mamy armat...” i Cesarz nie potrzebował dalszych usprawiedliwień: „Wystarczy!”.

Otóż, Moskale na Ukrainie też nie mają armat. A ściśle biorąc – luf do nich, albowiem ich niewyrafinowana strategia „wału ogniowego” powoduje masowe przyspieszone zużycie tego elementu, który w obecnych warunkach sankcji i rozkładu produkcji zbrojeniowej w Rosji nie za bardzo jest jak wymienić na nowy. Wziąwszy zatem pod uwagę, że Ukraińcy akurat zaczynają wprowadzać do bitwy znakomite i nowoczesne, i nowe armaty z Zachodu, pozostaje kwestia morale wojska, które wedle tegoż Napoleona jest w ogóle czynnikiem najważniejszym i decydującym o zwycięstwie.

Wracając do Pułtuska – Cesarz w styczniu 1807 wstrzymał zwycięskie operacje, by dać odetchnąć swym żołnierzom, a w następnej bitwie pod tym naszym grodem – w maju – ponownie stłukł Moskali, co ostatecznie doprowadziło do utworzenia zalążka przyszłej wolnej Polski – Księstwa Warszawskiego. 

Więc uprasza się domorosłych strategów kawiarnianych, by zamiast upowszechniać podsuwany przez Kreml defetyzm, słuchali intuicji geniusza wojennego, Napoleona, bo w odróżnieniu od moskiewskich hord Ukraińcy mają i bojowego ducha i nowe armaty. I wszystko wskazuje na to, że im też „dał przykład Bonaparte”. Może potrzebne będą, jak pod Pułtuskiem, dwie zwycięskie bitwy, może i dziesięć, ale Orda zostanie zwyciężona na pewno! 
 

Reklama