Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
,Piotr Wójcik,
23.04.2017 08:20

Podatek obrotowy udusi gospodarkę

Proponowany przez posła Abramowicza podatek obrotowy nie zapobiegnie unikaniu podatków, za to pogłębi zacofanie polskiej gospodarki.

Proponowany przez posła Abramowicza podatek obrotowy nie zapobiegnie unikaniu podatków, za to pogłębi zacofanie polskiej gospodarki. Uderzy w polskich podwykonawców oraz faworyzować będzie mało skomplikowane dobra kosztem zaawansowanej produkcji.    

Parlamentarny zespół wspierania przedsiębiorczości kierowany przez posła Abramowicza zaprezentował projekt reformy systemu podatkowego. Jednym ruchem miałaby ona podwyższyć pensje netto o ok. 25 proc. (z 3 tys. zł do 3750 zł) oraz bardzo ograniczyć unikanie podatku dochodowego przez firmy. Wydawałoby się, że to projekt marzenie – na pierwszy rzut oka aż trudno sobie wyobrazić, że ktoś mógłby być przeciw. A mimo to rząd odcina się od pomysłu posła partii rządzącej. I nic dziwnego, bo jak to często bywa, pierwszy rzut oka bywa zwodniczy. Projekt zespołu posła Abramowicza najeżony jest pułapkami, których twórcy albo nie zauważają, albo je bagatelizują.

Podatek jak wyrok

Projekt zakłada wyraźne obniżenie obciążeń nakładanych na pracowników. Zamiast podatku dochodowego i składek przedsiębiorcy płaciliby jedną daninę od wszystkich wypłacanych wynagrodzeń – 27-procentowy podatek od funduszu płac. Dzięki temu właśnie pensje miałyby wzrosnąć nawet o jedną czwartą. To oczywiście oznaczałoby uszczuplenie wpływów budżetowych, więc projekt zakłada także ich wzrost – dzięki lepszej ściągalności podatków od firm. Przedsiębiorstwa nie płaciłyby już podatku od dochodu (dochód to przychód pomniejszony o koszty), tylko od przychodu. A skoro nie będą mogły odliczać kosztów uzyskania przychodu, nie będą ich sztucznie zawyżały, by obniżyć opodatkowaną kwotę. A to właśnie jest najpopularniejszy sposób unikania podatków przez firmy, np. przez zagraniczne spółki, które dzięki temu wyprowadzały swój realny dochód albo do rajów podatkowych, albo do swoich krajów ojczystych. Oczywiście w takiej sytuacji sama stawka byłaby niższa – dla spółek wynosiłaby 1,49 proc. Dla osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą wahałaby się od 1,5 proc. do aż 15 proc., ale średnio byłoby to ok. 3,9 proc. Właśnie w mechanizmie podatku przychodowego (lepiej znanego jako obrotowy) kryje się największe zagrożenie tej reformy.

Różne branże gospodarki charakteryzują się innymi marżami. Mówiąc po ludzku, w jednych koszty „zjadają” zdecydowaną większość przychodów, a więc przedsiębiorca musi osiągnąć wysokie obroty, żeby „wyjść na swoje”. W innych koszty są dużo niższe niż przychody. Do nich na przykład należy produkcja podstawowych substancji farmaceutycznych, która według GUS‑u przynosiła w 2014 r. przeciętnie zysk na poziomie ok. 10 proc. przychodu. Tymczasem np. produkcja metali przynosiła już tylko 1,5 proc. zysku. Dla firmy farmaceutycznej podatek obrotowy na poziomie proponowanym przez posła Abramowicza jest jak najbardziej do udźwignięcia. Jednak dla producenta metali ten podatek byłby zabójczy – zjadłby cały zysk. Jeśli firma ta nie miałaby możliwości podwyższenia ceny, musiałaby zakończyć działalność. To tylko jeden z przykładów. Jest wiele branż i przede wszystkim poszczególnych firm, które działają na jedno- lub dwuprocentowej marży. Dla nich podatek obrotowy byłby niczym wyrok – szczególnie jeśli działałyby jako osoby fizyczne prowadzące działalność, gdzie stawka proponowanego podatku mogłaby być nawet kilka razy wyższa.

Dramat podwykonawców

Podatek obrotowy nierówno traktuje więc branże – jedne faworyzuje, inne wręcz przeciwnie. To jednak i tak nie jest główna jego wada – w końcu branże poszkodowane mogą podnieść ceny. Problem w tym, że podatek obrotowy promuje produkcję prostą, mniej złożoną, składającą się z mniejszej liczby etapów. Podatek przychodowy nakładany jest na każdy przychód, a więc obciąża każdą transakcję. Podatek VAT też formalnie obciąża wszystkie transakcje, ale przedsiębiorcy dostają jego zwrot, więc jest on dla nich zupełnie neutralny – płaci go tylko ostateczny konsument. Tak więc przy podatku obrotowym wyprodukowanie każdego bardziej zaawansowanego dobra, przy którym pracuje większa liczba podmiotów, jest wyżej obciążone niż dobro proste, w całości wyprodukowane przez jedną firmę. Produkcja skomplikowanych produktów złożonych z wielu półproduktów staje się w takim modelu wyżej opodatkowana niż wytwarzanie prostych towarów składających się z niewielu tanich materiałów. System podatkowy oparty na podatku obrotowym skłania więc do podejmowania mniej zaawansowanej działalności oraz do ograniczania kooperacji z innymi krajowymi kontrahentami. Może więc oznaczać nie tylko cofnięcie polskiej gospodarki do niższego poziomu rozwoju, ale też rozbicie bliskich relacji między wieloma współpracującymi ze sobą firmami w naszym kraju, które wspólnie mają większy potencjał niż osobno.

Powyższy aspekt ma jeszcze jedno, bardzo istotne oblicze. Ogromna część polskich firm funkcjonuje jako podwykonawcy lub dostawcy dla działających w naszym kraju filii zagranicznych koncernów. Jak na razie nie mamy zbyt wielu rozpoznawalnych na świecie produktów i marek, jednak już teraz polskie przedsiębiorstwa doskonale sprawdzają się jako środkowe ogniwa w łańcuchu produkcji. Wprowadzenie podatku obrotowego mogłoby zachęcić filie firm zagranicznych do ograniczania współpracy z polskimi podwykonawcami. Więcej zadań wykonywałyby same i więcej półproduktów tworzyłyby w swoich zakładach lub sprowadzały od spółki matki. A to byłaby katastrofa dla wielu polskich firm, których cała działalność skupia się na współpracy z jednym lub kilkoma dużymi koncernami działającymi w Polsce. Ich ewentualną upadłość polska gospodarka odczułaby bardzo boleśnie.

Pułapka I RP

Co więcej, mogłoby się okazać, że zaawansowane produkty bardziej opłacać się będzie sprowadzać z zagranicy, niż produkować w kraju. Wytworzone w Polsce złożone dobra byłyby obciążone wielokrotnie podatkiem obrotowym, tymczasem konkurencyjne produkty z zagranicy już nie. Ich import stałby się więc bardziej opłacalny. Skutkiem tego byłaby sytuacja, w której polska gospodarka wyspecjalizowałaby się w produkcji prostej, a więc też nisko dochodowej, a produkty zaawansowane sprowadzalibyśmy z zagranicy. Byłaby to znana nam już z historii pułapka, w którą wpadła I RP, która uzależniła się od eksportu zboża, importując za to dobra luksusowe. Przez co stawała się coraz bardziej zacofana w stosunku do szybko rozwijających się gospodarek Zachodu.

Oczywiście problem z unikaniem podatków przez spółki zagraniczne, i nie tylko, jest ogromny. Jednak podatek obrotowy wcale mu nie zaradzi – jego skutkiem może być wręcz rozrost szarej strefy. W końcu w jego wyniku nikt nie będzie miał interesu w wystawianiu faktur. Kupujący i tak kosztów nie odliczy, a sprzedający będzie musiał od niej zapłacić podatek. Z procederem optymalizacji podatkowej należy walczyć inaczej – przede wszystkim poprzez zwiększenie liczby kontroli cen transferowych oraz budowę profesjonalnej administracji skarbowej. Skuteczne kontrole oraz efektywne karanie podmiotów unikających opodatkowania byłoby dużo lepsze, niż wywracanie całego systemu podatkowego do góry nogami, ryzykując ogromne kłopoty wielu rodzimych firm. Nie jest przypadkiem, że nigdzie na zachodzie Europy podatek obrotowy nie funkcjonuje, choć przecież kiedyś funkcjonował. Możemy mieć wiele krytycznych uwag do krajów zachodniej UE, ale jednego możemy być pewni – o swoje przedsiębiorstwa dbać to one potrafią. Co sami nieraz odczuwamy na własnej skórze.
Reklama