Raj podatkowy nad Wisłą
W 2015 r. połowa działających w Polsce spółek zagranicznych nie zapłaciła podatku dochodowego, a udział podatku korporacyjnego w PKB naszego kraju był najniższy w regionie.
Jednym z podstawowych atrybutów państwa jest faktyczna możliwość ściągania podatków. Analogicznie atrybutem państwa teoretycznego jest tylko teoretyczna możliwość ściągania podatków. Oczywiście nie oznacza to, że państwo teoretyczne w ogóle nie ma żadnych wpływów. Po prostu zamiast ściągać je solidarnie ze wszystkich w sprawiedliwych proporcjach, ściąga je głównie z tych, którzy się nie postawią albo nie mają gdzie uciec ze swoimi dochodami. A na resztę patrzy przez palce.
Na fiskalizmie państwa teoretycznego cierpi więc rodzima społeczność, a w szczególności grupy najsłabsze, które najsilniej dostają po głowie. Za to zamożni i wpływowi oraz podatnicy z zagranicy czują się jak ryby w wodzie. Po pierwsze, wiedzą, że wykiwać włodarzy państwa teoretycznego to żadna wielka sztuka, wystarczy zaledwie nieco wysiłku i przebiegłości. Po drugie, mają pewność, że nikt też ich nie będzie specjalnie za to ścigał – po co, skoro są zastępy maluczkich, którym można przywalić dodatkowymi daninami w taki sposób, że nawet się nie zorientują. Na przykład podnosząc VAT, którego płacenia nikt bezpośrednio nie odczuwa, bo jest zawarty w cenie.
Swoją fiskalną nieudolność włodarze państwa teoretycznego często ubierają w szatki probiznesowe. Otóż to dlatego są tacy łaskawi dla wielkich koncernów, ponieważ chcą przyciągnąć inwestycje zagraniczne. Faktycznie, gdy państwo teoretyczne zapewni pewien podstawowy poziom przestrzegania prawa, to z inwestycjami zagranicznymi nie jest źle. Skoro rada plemienna oficjalnie mówi, że można wyzyskiwać tanich tubylców, jeszcze w dodatku niemal nic za to nie płacąc do ich wspólnej kasy, to w zasadzie czemu nie?
Środkowoeuropejskie eldorado
Na razie za wcześnie jest przewidywać, czy etatystyczny zwrot obecnej ekipy rządzącej pozwoli nam wydostać się z kolein państwa teoretycznego. Są na to szanse, ale nie opublikowano jeszcze wystarczająco dużo twardych danych.
Mamy za to pewność, że do 2015 r. żyliśmy na terytorium zarządzanym przez państwo teoretyczne. Dwa świeże raporty – „Uciekające podatki” kilku środkowoeuropejskich think tanków oraz „Działalność gospodarcza podmiotów z kapitałem zagranicznym w 2015 r.” autorstwa GUS-u – obfitują w dowody na to, że w zakresie ściągalności podatków w ostatnim roku rządów PO instytucje publiczne niemal idealnie wpisywały się w wyżej opisany model. Grzecznie zgadzały się na to, żeby korporacje zrobiły sobie nad Wisłą raj podatkowy, a rekompensowały to sobie dokładnym strzyżeniem zwykłych obywateli – którzy mieszkania, członków rodziny albo drobnego biznesu na Panamę raczej nie przeniosą.
Zaprzyjaźnione think tanki z Bułgarii, Czech, Węgier, Łotwy, Słowenii i Polski (nasz kraj reprezentował Instytut Globalnej Odpowiedzialności) postanowiły przyjrzeć się temu, jak wyglądała w naszym regionie Europy ściągalność podatku korporacyjnego w 2015 r. Wnioski, do których doszły, są przygnębiające. Kraje Europy Środkowej nie potrafią ściągać należności z koncernów, w związku z czym napełniają swoje budżety podatkami nakładanymi na obywateli – przede wszystkim VAT-em oraz opodatkowaniem pracy. Co gorsza, nawet na tym nieciekawym tle Polska wypadła... najgorzej. Gdyby oceniać państwowość przez pryzmat ściągalności CIT-u, w 2015 r. nawet Bułgaria była od nas państwem znacznie poważniejszym.
Znikające pieniądze
Dochody z podatku dochodowego od osób prawnych, czyli CIT, mają w Polsce marginalne znaczenie. Według autorów raportu w 2015 r. wyniosły one 1,5 proc. PKB, co było najniższym wynikiem wśród badanych krajów. W Bułgarii i na Węgrzech CIT stanowi 2 proc. PKB, a w Czechach nawet 3,5 proc. PKB. Średnia OECD to 3 proc. PKB, co oznacza, że kraje członkowskie tej organizacji przeciętnie ściągają z korporacji dwukrotnie więcej niż Polska.
Skalę nieudolności organów podatkowych lub celowego patrzenia przez palce na optymalizację podatkową w dużych firmach najlepiej obrazuje fakt, że Bułgaria potrafi ściągać z korporacji 2 proc. PKB, choć jej stawka CIT wynosi 10 proc., a więc jest niemal... dwukrotnie niższa od polskiej (19 proc.).
Poza Czechami we wszystkich badanych krajach z naszego regionu udział podatku korporacyjnego w PKB znacznie odbiegał od średniej OECD. W Europie Środkowej korporacje mają więc wyjątkowo udane życie – dużo łatwiejsze niż w najbardziej rozwiniętych krajach Zachodu. Niestety, na wygodnym życiu koncernów cierpią społeczeństwa – państwa odbijają sobie ubytki we wpływach podwyższaniem danin, które najbardziej obciążają obywateli. Przede wszystkim kryminogennym i uderzającym szczególnie w mniej zamożnych VAT em. Udział tego podatku w dochodach budżetowych w niektórych krajach naszego regionu jest wyższy nawet o 50 proc. od średniej OECD. Oprócz tego utrzymują one również stosunkowo wysokie obciążenie pracy daninami różnego rodzaju, w czym szczególnie przoduje Polska. Składki na ubezpieczenie społeczne stanowią nad Wisłą niemal połowę wpływów budżetowych, co jest rekordem wśród krajów regionu. A skoro wysokie składki ZUS i VAT są rekompensatą za utracony CIT, to w lepszej ściągalności danin z koncernów leży klucz do ulżenia nadmiernie opodatkowanym pracownikom i konsumentom.
Zysk tylko przeszkadza
Szersze światło na raj podatkowy, który urządziły sobie nad Wisłą korporacje, rzuca niedawna publikacja GUS-u opisująca wyniki działających w Polsce spółek z kapitałem zagranicznym. Otóż na 25 961 podmiotów, które złożyły bilans w 2015 r., zysk wykazało 13 717 z nich. Oznacza to, że niemal połowa funkcjonujących na naszym rynku firm zagranicznych nie płaci polskiego podatku dochodowego. Zamiast dochodu do opodatkowania wykazuje straty, zwykle fikcyjne, bo chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie da wiary, że kapitał zagraniczny ściąga nad Wisłę, by prowadzić tu działalność charytatywną. Sztucznie pompując koszty dzięki operacjom z siostrzanymi spółkami w innych krajach, podmioty zagraniczne potrafią „ciągnąć na stratach” latami. Zysk nie jest im do niczego potrzebny, a w zasadzie to jest nawet zbędny – w końcu od zysku trzeba zapłacić podatek. A nawet jeśli w końcu będzie trzeba, zawsze można załapać się jeszcze na jakąś ulgę. Według danych GUS-u efektywna stawka płaconego przez firmy zagraniczne podatku od wykazanego dochodu wynosi 17 proc., a więc jest o 2 pkt proc. niższa od stawki ustawowej. Spółki zagraniczne nie tylko więc zaniżają swój dochód (który przeciętnie wynosi zaledwie 4 proc. ich przychodu), ale też podatek płacony od tego i tak zaniżonego już dochodu.
Według autorów raportu „Uciekające podatki” ogólne polskie wpływy podatkowe w stosunku do PKB w 2015 r. były najniższe w regionie. Wyniosły 27 proc. PKB, tymczasem na Węgrzech 39 proc., w Czechach 34 proc., a nawet w Bułgarii 28 proc.
Tak niski wynik nie jest wcale efektem świadomej polityki opartej bna niskich podatkach, gdyż same stawki nad Wisłą nie są wcale niskie – stawka polskiego podatku CIT należy do najwyższych w Europie Środkowej. To efekt przede wszystkim nieudolności organów skarbowych oraz wieloletniego patrzenia przez palce na machinacje prowadzone przez największych podatników. Skończenie z istnieniem w Polsce państwa teoretycznego wymaga w pierwszej kolejności odbudowy polskich wpływów podatkowych. Tak, by podatki nad Wisłą płacili ci, którzy naprawdę mają z czego, a nie ci, z których najłatwiej je ściągnąć.