Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
,Katarzyna Gójska-Hejke,
18.07.2016 18:13

Łowca paranoików na szczycie NATO

Ustalenia szczytu NATO w Warszawie są zdecydowanym początkiem niszczenia wpływów Rosji w części Europy, którą kiedyś Zachód oddał jej we władanie.

Ustalenia szczytu NATO w Warszawie są zdecydowanym początkiem niszczenia wpływów Rosji w części Europy, którą kiedyś Zachód oddał jej we władanie. Kilka tysięcy żołnierzy Sojuszu, bazy sprzętowe i dowództwo ulokowane w Polsce nie są ważniejsze od zastosowanej procedury – NATO we własnym gronie ustala, jak będzie chronić kraje sąsiadujące z Rosją, a nie uzgadnia z Rosją wariant, na który ona łaskawie wyrazi zgodę. To naprawdę duża zmiana. Należy żywić nadzieję, iż poparcie dla tej właśnie procedury nie stopnieje pod wpływem kremlowskich akcji propagandowych, różnego rodzaju wabików i serii prowokacji, które Moskwa bez wątpienia już uruchamia. W potoku pochlebnych opinii na temat władz Rzeczypospolitej trudno jednak nie wyrazić zdziwienia postacią, którą nasze MSZ wysunęło na czoło podczas cyklu debat eksperckich towarzyszących negocjacjom przywódców państw. Nowy szef Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych – Sławomir Dębski, bo o nim mowa, jest nominatem „dobrej zmiany”, która w sferze dyplomacji przyjmuje często mało zrozumiałą postać. Gdyby używać poetyki zaproponowanej przez prezesa Prawa i Sprawiedliwości, pana Dębskiego i jego awans można by śmiało określić mianem najbardziej zapóźnionego taboru. Albo lepiej taboru zagubionego. Ale żeby nie być gołosłownym, proponuję krótki przegląd dorobku analitycznego Sławomira Dębskiego, któremu tuż po dramacie smoleńskim powierzono misję tworzenia polsko-rosyjskiej instytucji, która miała dyskutować i – chyba – rozwiązywać skomplikowane sprawy na linii Warszawa–Moskwa. Dębski bez wątpienia doskonale wczuł się w ducha tamtych czasów. Po śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego poruszony był empatią, jaką okazali Polsce liderzy Federacji Rosyjskiej z Putinem i Miedwiediewem na czele. Z biegiem czasu poruszenie zamieniało się wręcz w euforię. I tak trzy lata po 10 kwietnia 2010 r. analityk Dębski (którego umiejętności doceniło również dzisiejsze MSZ) podczas wykładu na Zamku Królewskim w Warszawie, opisując relacje polsko-rosyjskie, mówił: „Mamy do czynienia z sielanką”. Trudno dziś ocenić, czy do takich wniosków skłonił go raport Anodiny, ukrywanie dowodów, blokowanie dostępu do wraku, fałszowanie przez Rosjan czarnych skrzynek i dokumentacji, czy wyjątkowa (na skalę światową) rekonstrukcja wraku dokonywana spycharkami, koparkami i łomami. Z tego samego wykładu można się było ponadto dowiedzieć, iż „neurotyczne podejście do Rosji sprawia, że z trudnością akceptujemy tak oczywiste spostrzeżenia jak to, że stosunki polsko-rosyjskie przeżywają najlepsze chwile od 300 lat”. Piękne! Należy tylko ubolewać, iż pan Dębski nie uraczył tymi przemyśleniami uczestników szczytu NATO. Nowy szef PISM prawił również o „polskiej paranoi”, która objawia się tym, że w działaniach Moskwy wobec naszego kraju doszukujemy się udziału ich służb specjalnych. A tymczasem – udowadniał niestrudzenie – FSB czy GRU wcale nie są takie groźne. Wzywał także, by Polska podjęła wysiłek intelektualny w celu wsparcia Rosji w poszukiwaniu miejsca we wspólnej Europie. A Polska powinna udzielić „absolutnie pozytywnej odpowiedzi”, bo Federacja przechodzi korzystne zmiany. Rzeczywiście. Już półtora roku po cytowanym wykładzie europejski Putin napadł na Ukrainę, zestrzelił cywilny samolot z dziećmi na pokładzie, zajął Krym. Złote myśli nominata „dobrej zmiany” w dyplomacji można by jeszcze długo cytować. Ktoś może powiedzieć: mówił zgodnie z linią ówczesnej władzy, dla której pracował. Otóż nie. Urzędnik państwowy pracuje dla kraju i w jego interesie. To nie pusty frazes, lecz standard uczciwości i przyzwoitości. Ktoś, kto po 10 kwietnia 2010 r., odrażających kłamstwach smoleńskich i poniżaniu ofiar wmawiał Polakom, iż Rosja oferuje nam sielankę, stracił zdolność honorową do kontynuowania pracy na tak ważnym stanowisku. Trudno nie odnieść wrażenia, iż w urzędzie przy ulicy Szucha w Warszawie korporacyjna lojalność często bierze górę nad interesem Polski. W 38-milionowym kraju nie brakuje ludzi światłych, umiejących prawidłowo oceniać zjawiska międzynarodowe i uczciwych – naprawdę nie musimy kurczowo trzymać się absolwentów MGIMO czy ekspertów serwujących dla poklasku przekaz kremlowskiej propagandy.
Reklama