Trudno było powstrzymać łzy wzruszenia podczas pogrzebu legendarnego dowódcy V Wileńskiej Brygady AK. 24 kwietnia w Warszawie wokół trumny ze szczątkami niezłomnego Zygmunta Szendzielarza biło serce Polski. Widać, jak bardzo jesteśmy spragnieni autentycznych bohaterów. Jak bardzo naród jest spragniony autentycznej Rzeczypospolitej.
Podczas pożegnania walecznego „Łupaszki” kilkadziesiąt tysięcy osób w Warszawie i zapewne kolejne bardzo liczne tysiące w całym kraju ładowały akumulatory poczucia wspólnoty. Po latach ustawkowego celebrowania ważnych wydarzeń państwowych. Po żałosnych cyrkach, wśród których prym skretynienia wiedzie pożeranie czekoladowego ptaszyska, doczekaliśmy się szczerego, prawdziwego doświadczenia dumy i spełnienia. Państwo polskie, wspomagane setkami wolontariuszy, tysiącami mobilizujących do działania obywateli, odnalazło i oddało należną cześć żołnierzowi, który zdecydował się na dramatyczną walkę, pociągnął za sobą innych, by dać nam szansę na wolność. Tak, nam. Wszyscy jesteśmy Jego dłużnikami. Nawet ta horda odszczepieńców, ludzi mentalnie tkwiących w bolszewizmie, która dzisiaj wije się, by choć trochę popsuć atmosferę tego nieprawdopodobnego wydarzenia. Na nic zdadzą się seanse nienawiści obrońców lub po prostu potomków katów wielkiego Pana Majora, dziś już Pana Pułkownika. To już naprawdę rezerwat. Kurczące się towarzystwo wzajemnej adoracji lub – precyzyjniej – ostatnia twierdza postkomuny. Polska jest przy grobie Zygmunta Szendzielarza. Będzie przy mogiłach wszystkich Żołnierzy Antykomunistycznego Podziemia. Tego nie zmieni już żadna propaganda.
Źródło: Gazeta Polska
Katarzyna Gójska-Hejke