Trudno nie dziwić się decyzji inspektora Zbigniewa Maja. Przez dwa miesiące kierowania policją był regularnie nękany brutalnymi atakami tych, których miał rozliczyć. Im więcej mówił na temat działań Biura Spraw Wewnętrznych po ujawnieniu afery taśmowej, tym były one brutalniejsze. Ta niewielka, bardzo hermetyczna komórka, która przez lata była tarczą i mieczem gen. Marka Działoszyńskiego, postanowiła go utopić. A to potrafi robić doskonale. Inspektor Maj w TV Republika dwa dni przed dymisją sugerował, że BSW prowadziło wobec niego wątpliwe działania. Wychodząc ze studia, rzucił: „Mam nadzieję, że po tym wywiadzie mnie nie odwołają”. Nie odwołali. Sam zrezygnował, tłumacząc się (zresztą słusznie) dobrem policji. Smutne w tym wszystkim jest także to, że jego następca też będzie musiał zmierzyć się z betonowanym przez osiem lat policyjnym układem.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Piotr Nisztor