W tym roku 70. rocznicę zwycięstwa na Japonią postanowiła hucznie świętować Chińska Republika Ludowa i po raz pierwszy w historii z tej okazji władze w Pekinie organizują 3 września ogromną parada wojskową. Udziału w niej odmówiła większość zachodnich przywódców, ale pojawi się Władimir Putin. Z Polski na imprezę udała się marszałek Sejmu RP Małgorzata Kidawa-Błońska.
Prezydent USA, premier Wielkiej Brytanii i Kanclerz Niemiec nie chcieli brać udziału w uroczystościach i wysyłają na nią jedynie niższych rangą ministrów lub dyplomatów. Jest to wyraz braku akceptacji dla rosnącej asertywności Chin w regionie oraz obawa przed pogorszeniem się stosunków z Japonią – chińskie obchody 3 września mają być wymierzone w obecne władze w Tokio. Ale przywódcy Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej nie pojawią się na paradzie w Pekinie także dlatego, że nie chcą brać udziału w wydarzeniu, które służy tak naprawdę zakłamywaniu historii i szerzeniu komunistycznej propagandy. Polska po raz kolejny bezmyślnie podporządkowuje się narracji w wykonaniu Komunistycznej Partii Chin (KPChL). Nasz kraj jest jedynym poza Algierią państwem, który zdecydował się wysłać na uroczystości w Pekinie najwyższego przedstawiciela parlamentu.
Co tak więc naprawdę będzie z chińskimi komunistami świętować marszałek Sejmu RP Małgorzata Kidawa -Błońska?
2 września 1945 r., na pancerniku „Missouri” delegacja japońska pod przywództwem ministra spraw zagranicznych złożyła kapitulacje przed gen. Douglasem MacArthurem. Obok Amerykanów wśród państw, które przyjmowały japońską kapitulację nie mogło być przedstawicieli Chińskiej Republiki Ludowej bo ta jeszcze wtedy nie istniała. Był za to reprezentant Republiki Chińskiej (dziś Tajwan), która walczyła po stronie aliantów przeciwko Japonii.
Republika Chińska i jej obywatele ogromnie ucierpiały z rąk Japonii.
Zginęło w tej wojnie 20 mln Chińczyków. Dziś prezydent Xi Jinping i rządząca Chinami Ludowymi partia komunistyczną próbują przypisać sobie ogromne zasługi w zwycięstwie do jakiego doszło 70 lat temu.
Na ekrany kin w Chinach Ludowych wchodzi właśnie film pt. „Deklaracja kairska”. Jego twórcy w materiałach promujących produkcję od kilku tygodniu sugerują, że w konferencji w Kairze brał udział Mao Zedong a nie Czang Kaj-szek.
W rzeczywistości Mao nie tylko nie był w listopadzie 1943 r. w Kairze ale i spędził II wojnę światową, albo jak to nazywa się w Chinach Ludowych Wojnę Chińskiego Ludowego Ruchu Oporu Przeciw Japońskiej Agresji, unikając walki z Japończykami. Jego siły zaangażowały się tylko w jedną główną ofensywę, za co zresztą Mao ukarał swojego generała, Peng Dehuai’a. Komuniści robili wszystko, aby to Czang Kaj-szek i jego siły nacjonalistyczne toczyły główne walki przeciwko Japończykom. To osłabiło armię Czanga i po zakończeniu wojny z Japonią, Mao był w stanie łatwo pokonać nacjonalistów i zmusić ich do ucieczki na Tajwan.
W Wojnie Chińskiego Ludowego Ruchu Oporu Przeciw Japońskiej Agresji niespecjalnie wspierała Chiny też Rosja. Od 1941 roku ZSRS i Japonię obowiązywał pakt o nieagresji.
Dopiero podczas konferencji jałtańskiej w lutym 1945 r. Stalin zapowiedział udział ZSRS w wojnie z Japonią w ciągu trzech miesięcy od zakończenia wojny w Europie. W zamian miał otrzymać nabytki terytorialne na Dalekim Wschodzie - część Japonii (Wyspy Kurylskie i południowy Sachalin). Moskwa wypowiedziała wojnę Japonii trzy dni po zrzuceniu przez Amerykanów bomby atomowej na Hiroszimę (6 sierpnia 1945 .r) i na niecały miesiąc przed podpisaniem kapitulacji przez Japonię.
Dziś więc prezydent Xi Jinping i Władimir Putin, przy akompaniamencie marszałek Sejmu RP, świętują zwycięstwo w którym tak naprawdę nie mieli wielkiego udziału. Wyolbrzymianie roli rządzącej dziś Chinami Ludowymi partii komunistycznej w walce z japońskim okupantem jest zakłamywaniem historii. Ci zaś którzy przypominają w Chinach prawdę o tym że to Kuomintang toczył główne walki z Japończykami spotykają w ostatnich dniach represje.
26 sierpnia agenci bezpieki zabrali z domu w mieście Chongqing Han Lianga. Jego ojciec walczył w armii Chang Kaj-szeka przeciwko Japończykom. Han znany jest między innymi z tego, że organizował publiczne wystąpienia, w których domagał się od komunistycznych władz uznania że to rząd i wojsko Republiki Chińskiej (nacjonalistów) były głównym sojusznikiem aliantów w walce z japońskim agresorem. Władze w Pekinie uznały, że przebywanie przez Han Lianga na wolności podczas gdy Pekin hucznie świętuje 3 września to zagrożenie dla komunistycznej narracji przebiegu II wojny światowej, zagrożenie dla propagandy, która ma podkreślać, że jednym z głównych wrogów Chin jest i była Japonia, dziś sojusznik USA, i uwypuklić rolę KPChL w walce z japońskim militaryzmem. A to znowu ma służyć wsparciu dążeń chińskich przywódców partii komunistycznej - odrzuceniu powojennego porządku w Azji i budowie dominacji Chin Ludowych w regionie.
Gdy w czasie swojej wizyty w Pekinie w 2011 r. prezydent Bronisław Komorowski podpisał deklarację o strategicznym partnerstwie z Chinami to według Pekinu był to dobry znak, że Polska nie będzie np. przeszkodą przy zakupie zachodniej broni przez Chiny, czemu Warszawa do tej pory się konsekwentnie sprzeciwiała. Co więcej, w deklaracji znalazło się stwierdzenie, że Polska popiera proces integracji w rejonie Azji - a właśnie to pod pozorem owej „integracji” Chiny próbują osiągnąć hegemonię w tym regionie świata.
Obecność marszałek Sejmu RP, tak wysokiego rangą przedstawiciela państwa polskiego na organizowanych przez Pekin obchodach zakończenia wojny chińsko-japońskiej, obchodach które są tak naprawdę popisem chińskiego militaryzmu i hegemonicznych dążeń tego kraju, a wszystko zbudowane jest na kłamliwej interpretacji wydarzeń z okresu II wojny światowej, to kolejny bezmyślny ukłon naszych władz w stronę komunistycznego reżimu.
Bezmyślny bo nic z tego nie mamy. Niemcy i Wielka Brytania rozwijają swoje relacje gospodarcze z Chinami, ale nie dają się ogrywać propagandzie ChRL-u i dlatego wysyłają do Pekinu niższej rangi reprezentacje.
Źródło: niezalezna.pl
Hanna Shen