Do zwycięstwa potrzeba, jak wiadomo, trzech rzeczy:
pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy. Ta prosta reguła działa w normalnych systemach demokratycznych. Np. w USA wynik wyborów jest zwykle przewidywalny: wygrywa ten, kto uzbiera większy fundusz wyborczy, więc stać go na więcej spotów w TV. U nas w wyborach prezydenckich zadziałały inne mechanizmy polityczne, jednak Platforma robi, co może, aby zyskać na tym polu przewagę obecnie – przed parlamentarnymi. Ewa Kopacz prowadzi przecież intensywną i drogą kampanię. Mniejsza o to, że w groteskowym stylu, jednak nie za pieniądze PO, lecz za nasze. Jej kosztujące setki tysięcy, jeśli nie miliony, kampanijne jazdy po kraju z całym orszakiem ministrów, urzędników, ochroniarzy itp. opłaca przecież budżet, czyli są to nasze podatki. W funkcjonującej demokracji tak oczywiste łamanie prawa zostałoby ukarane przez właściwy organ, w tym wypadku Państwową Komisję Wyborczą. Jednak chyba nikt się nie dziwi, że „leśne dziadki”, tak skore do interwencji, gdy kiedyś PiS wykupiło billboardy przed oficjalnym początkiem kampanii, teraz udają, że niczego nie widzą.
Tyle że sądząc z sondaży, Platformy i tak nic już nie jest w stanie uratować.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Artur Dmochowski