Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Oni powinni trafić do więzienia

Szef PRL-owskiego MSW Czesław Kiszczak został prawomocnie skazany – nie powinien jednak dostać zawiasów, tylko trafić za kratki. Do współczesnej Berezy Kartuskiej.

Szef PRL-owskiego MSW Czesław Kiszczak został prawomocnie skazany – nie powinien jednak dostać zawiasów, tylko trafić za kratki. Do współczesnej Berezy Kartuskiej. W celach obok należy umieścić innych komunistycznych zbrodniarzy, o których piszę w swojej książce „Moje spotkania z bestiami”.
 
Na razie czerwone bestie mogą wciąż liczyć na okrągłostołową abolicję, tak samo jak ich obrońcy. I tak warszawska prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa przeciwko wiceszefowej (szczęśliwie umierającego) SLD Joannie Senyszyn, która śmiała publicznie nazwać polskich Żołnierzy Wyklętych bandytami. Powodem... niska szkodliwość czynu. „Opisane zachowanie pozbawione jest większej społecznej doniosłości” – uzasadnił prok. Paweł Szpringer z Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów, sugerując złożenie prywatnych pozwów. Byłem jednym z domagających się wyciągnięcia przez państwo z urzędu konsekwencji wobec osoby, która szkaluje polskich bohaterów narodowych, których oficjalne, państwowe święto (Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych) obchodzimy 1 marca.
Teraz Senyszyn napisała na swoim Twitterze: „Płużański chce zamykać osoby o odmiennych od jego poglądach w obozie koncentracyjnym. Ot, prawdziwy Polak i katolik”.

Pierwsze kłamstwo: nie za inne poglądy, tylko za poglądy komunistyczne. Bo komunizm – jako zbrodnicza ideologia – jest w Polsce zakazany. Drugie kłamstwo: Bereza Kartuska nie była obozem koncentracyjnym (tak twierdzili i twierdzą do dziś komuniści), tylko obozem odosobnienia. A pani posłanka bez wątpienia powinna się tam znaleźć, dzieląc celę z innymi, o których niżej.

Ryszard Mońko

Zacznijmy od człowieka, o którym mówiłem ostatnio i pisałem w kontekście rocznicy zamordowania rtm. Witolda Pileckiego. To Ryszard Mońko, zastępca naczelnika więzienia mokotowskiego ds. politycznych, który zarządził egzekucję polskiego bohatera narodowego i brał w niej udział.

Mońko mógłby również ujawnić, gdzie dokładnie komunistyczni siepacze – jego koledzy – zrzucali zmasakrowane ciała polskich bohaterów. Mógłby pomóc przyspieszyć prace na Łączce. Jednak przez ćwierć wieku III RP nie zapukał do niego żaden prokurator. Mnie bez problemu udało się dotrzeć do Mońki w 2012 r. Od wielu lat mieszka w Hrubieszowie jako stateczny, dobrze opłacany z naszych podatków emeryt. Mońko jako pierwszy powinien pakować walizki, aby obok Czesława Kiszczaka znaleźć na starość azyl w nowej Berezie Kartuskiej.

Wiktor Leszkowicz

Pensjonariuszem Berezy Kartuskiej powinien także zostać inny opisywany przeze mnie w „Moich spot­kaniach z bestiami” stalinowiec: Wiktor Leszkowicz, wicedyrektor Departamentu Śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, zastępca cynicznego okrutnika Józefa Goldberga-Różańskiego. Pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej zarzucił Leszkowiczowi, że w okresie od lutego 1952 r. do sierpnia 1953 r. nie dopełnił obowiązków służbowych przy stosowaniu i przedłużaniu aresztów wobec przeciwników „ludowej” władzy. Jego decyzje były bezzasadne i podejmowane z pogwałceniem terminów. Ustalono, że w wyniku tych bezprawnych działań poszkodowanych zostało wiele osób działających na rzecz niepodległości Polski m.in. w strukturach Armii Krajowej, Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość i Stronnictwa Narodowego.

To oczywiście kropla w morzu zbrodni Leszkowicza, ale niestety tak jest skonstruowane prawo III RP, że nawet najbardziej krwawych czerwonych zbrodniarzy można ścigać tylko wówczas, jeśli złamali obowiązujące po wojnie, komunistyczne prawo. Dzisiejsze prawo pozwala zeznawać Leszkowiczowi przed sądem (Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie): „Osobiście czuję, że zachowywałem się w porządku”. A sąd? Uznaje te tłumaczenia ze zrozumieniem. To jeden z największych absurdów III RP, jawna niesprawiedliwość, którą czym prędzej trzeba zmienić. Wystarczy, aby państwo polskie uznało komunizm za system zbrodniczy, władzę komunistów za uzurpatorską (przejęli ją, fałszując wybory w 1947 r.), a wprowadzone przez nich prawa za nielegalne. Wtedy wszyscy komunistyczni zbrodniarze (decydenci, śledczy, sędziowie, prokuratorzy czy naczelnicy więzień) odpowiadaliby z automatu.

Marian Ryba

Kolejny żyjący do dziś stalinowiec to Marian Ryba, którego pion śledczy IPN‑u oskarżył – tak jak Leszkowicza – jedynie o niedopełnienie obowiązków. Złamanie przez niego stalinowskich przepisów doprowadziło do bezprawnego pozbawienia wolności 17 działaczy niepodległościowych w latach 1951–1954. Ryba dopuścił się tym samym zbrodni komunistycznej, będącej jednocześnie zbrodnią przeciw ludzkości. Prokurator IPN‑u Małgorzata Kuźniar-Plota żąda dla stalinowskiego śledczego kary trzech i pół roku więzienia.

Kim jest Marian Ryba? To znów nie płotka, ale wpływowy funkcjonariusz komunistyczny, który dochrapał się stopnia generała brygady. W latach 1956–1968 pełnił niebagatelną funkcję Naczelnego Prokuratora Wojskowego. Równolegle do kariery wojskowej pracował w Polskim Związku Piłki Nożnej, którego w latach 1960–1978 był wiceprezesem, a w latach 1978–1981 prezesem. W 1960 r. Ryba był także wiceprezesem klubu sportowego CWKS Legia Warszawa.

Marian Ryba też powinien trafić do współczesnej Berezy Kartuskiej.

Zygmunt Bauman

Teraz znana postać, ceniony w lewackich środowiskach naukowiec, „autorytet”, który poucza innych, jak żyć. To oczywiście Zygmunt Bauman, który od ponad 40 lat mieszka w brytyjskim Leeds. Teraz jest na emeryturze, ale do 1990 r. był kierownikiem katedry socjologii tamtejszego uniwersytetu. Wspólne seminaria prowadził z prof. Aleksandrą Jasińską-Kanią, córką agenta NKWD Bolesława Bieruta. Towarzysze mieszkają nawet razem, bo są parą.

Tymczasem Zygmunt Bauman to były oficer polityczny „ludowego” Wojska Polskiego, funkcjonariusz zbrodniczego Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i agent innej sowieckiej jednostki – jeszcze bardziej krwawej Informacji Wojskowej. Ostatnio – dodajmy do tego – plagiator (przepisywał m.in. treści z Wikipedii bez podania źródła).

W dokumencie z 1950 r., kiedy Bauman dostał awans w KBW, czytamy: „Jako szef Wydziału Polityczno-Wychowawczego […] bierze udział w walce z bandami [polskimi Żołnierzami Wyklętymi]. Przez 20 dni dowodził grupą, która wyróżniła się schwytaniem wielkiej liczby bandytów. Odznaczony Krzyżem Walecznych”.

I to jest właśnie powód, dla którego mjr/prof. Zygmunt Bauman powinien trafić do Berezy Kartuskiej. Wymiar sprawiedliwości III RP powinien bowiem sprawdzić, za co naprawdę dostał Krzyż Walecznych. Czy „tylko” za to, że jako dowódca wydawał rozkazy walki z „bandami”, czy może sam do „bandytów” strzelał? Zresztą każdy z tych wypadków jest przez polskie prawo kwalifikowany jako zbrodnia komunistyczna, która nie ulega przedawnieniu.

Jerzy Kędziora

Jerzy Kędziora w styczniu 2012 r. został skazany – za znęcanie się w stalinowskim śledztwie nad AK-owcami – na cztery lata więzienia bez zawieszenia. Sąd Okręgowy w Warszawie obniżył „ze względów humanitarnych” wyrok do trzech lat. Sąd Najwyższy zaś najpierw – co precedensowe – wstrzymał wykonanie kary, ale ostatecznie odrzucił kasację ubeka. Potem Kędziora w drugim procesie – za inne zbrodnie – został skazany na trzy lata więzienia. Karę odbywał na warszawskiej Białołęce, gdzie współwięźniowie podziwiali jego kondycję: codziennie rano robił przysiady i pompki, psiocząc na „zbrodniczy IPN‑u”, z którego oskarżenia trafił za kratki. Podobno wyszedł pod pretekstem operacji zaćmy, ale docelowo miejsce dla Kędziory w nowo powstałej Berezie Kartuskiej też powinno się znaleźć.

Współpracownikiem MBP Kędziora został w lutym 1945 r., a pracownikiem w maju tego samego roku. Do grudnia 1947 r. brał udział w „walce z bandami i reakcyjnym podziemiem” (czyli z naszymi polskimi Żołnierzami Wyklętymi). W bezpiece dochrapał się stanowiska kierownika sekcji śledczej i pozytywnych opinii szefa wszystkich „śledzi” Józefa Goldberga-Różańskiego, który 4 kwietnia 1953 r. pisał o Kędziorze: „Prowadząc śledztwo w szeregu sprawach o znaczeniu ogólnopaństwowym, osiągnął poważne wyniki operacyjne i polityczne”.

Prócz służby w centralnym areszcie bezpieki przy ul. Rakowieckiej w Warszawie Jerzy Kędziora należał do Grupy Specjalnej MBP – tajnej komórki powołanej latem 1948 r., przekształconej następnie w X Departament, który zajmował się sprawami szczególnymi – „oczyszczaniem” szeregów PZPR z agentów i prowokatorów. Grupa działała w równie tajnym więzieniu bezpieki (kryptonim Spacer) w Miedzeszynie pod Warszawą.

Kędziora opowiadał: „Podczas przesłuchań używano takich metod jak: klęczenie na stołku, karcer czy wkładanie ołówka między palce. Pierwszy wypadek z ołówkiem zastosował Światło [Józef Światło, właściwie Izaak Fleischfarb, zastępca Anatola Fejgina, dyrektora X Departamentu – TP]. [...] Słyszeliśmy w tym czasie opowiadania na temat metod stosowanych w »dwójce« i dlatego wydawało się nam, że nasze postępowanie było łagodne”. A mnie nie tylko się wydaje, ale jestem przekonany, że najlepszym miejscem dla zbrodniarzy komunistycznych będzie współczesna Bereza Kartuska.

Autor jest publicystą historycznym, komentatorem politycznym, autorem książek o nierozliczonych zbrodniach komunistycznych, ostatnio ukazały się „Moje spotkania z bestiami”

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Tadeusz Płużański