Prowokacja z krzesłem
Sprawa działacza młodzieżówki KORWiN-a kojarzy mi się z postacią „Andrzejka”, który w 2010 r.
Postać mężczyzny z krzesłem, który – według niektórych prorządowych mediów – miał zaatakować Bronisława Komorowskiego, pachnie na kilometr prowokacją. Bo okazuje się, że ów młodzieniec ma sporą kartotekę policyjną: był ścigany listami gończymi, zarzuca się mu m.in. oszustwo i stosowanie gróźb wobec świadka, kradzieże i jazdę po pijanemu. Sam zainteresowany, czyli Marek M., stwierdził, że celem jego działania był polityczny happening, a nie atak fizyczny na prezydenta, mimo to mężczyźnie postawiono zarzut znieważenia i czynnej napaści na prezydenta RP. I po postawieniu zarzutu zapanowała cisza. Nie ma sprawy, nic się nie dzieje. Czy celem zamieszania z krzesłem było pokazanie milionom widzów „odmętów szaleństwa” przeciwników politycznych, o których tak chętnie opowiada Bronisław Komorowski? Czytając wpisy i komentarze w internecie, mam złe wiadomości dla pomysłodawców tego happeningu: panowie, odnieśliście skutek odwroty do zamierzonego.