Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Komorowski w przedpokoju Putina

17 stycznia 2015 r., plac marszałka Józefa Piłsudskiego. Przy Grobie Nieznanego Żołnierza w imieniu prezydenta RP Bronisława Komorowskiego w związku z 70.

17 stycznia 2015 r., plac marszałka Józefa Piłsudskiego. Przy Grobie Nieznanego Żołnierza w imieniu prezydenta RP Bronisława Komorowskiego w związku z 70. rocznicą „wyzwolenia” Warszawy wieniec składa Waldemar Strzałkowski, jeden z najbardziej zaufanych ludzi Komorowskiego. Nie mówi nic na temat zbrodni NKWD ani o tym, że okupację niemiecką zastąpiła okupacja sowiecka.

Ta sytuacja pokazuje, że Bronisław Komorowski od dawna gra o drugą kadencję, stawiając na poparcie ludzi tęskniących za PRL. I chociaż chce uchodzić za prezydenta „wszystkich Polaków”, to w rzeczywistości jest przede wszystkim prezydentem ludzi Wojskowych Służb Informacyjnych – długiego ramienia Moskwy w Polsce – jak to trafnie określił dr hab. Sławomir Cenckiewicz w swojej książce. Ludzi, którzy mają niezwykle silne wpływy w mainstreamowych mediach, gwarantujących Komorowskiemu ochronę i nawet broniących go przed nim samym.

Medialna osłona

Gdyby Bronisław Komorowski i jego żona Anna byli na celowniku mediów tak jak Lech i Maria Kaczyńscy, popularność obecnego prezydenta oscylowałaby w granicach co najwyżej kilkunastu procent. Komorowski może liczyć nawet na to, że jego niezręczne wypowiedzi zostaną wyprostowane przez media. Można było o tym się przekonać kilkanaście dni temu: wypowiedź na żywo Komorowskiego podczas wizyty w Pałacu Prezydenckim Rafała Sonika – zwycięzcy rajdu samochodowego Dakar w kategorii quadów – znacznie różniła się od wygładzonej już relacji sporządzonej przez Polską Agencję Prasową. Transmisję z tego wydarzenia realizowała telewizja TVN24 i dzięki temu widzowie mogli usłyszeć, jak – nawiązując do sukcesu Sonika – Komorowski stwierdził, że rajdowiec może „zapłodnić polską wyobraźnię wielu różnych mieszczuchów”. Później, w relacji PAP, w usta Bronisława Komorowskiego włożono zupełnie inne słowa: „Liczę, że ten niebywały sukces zachęci innych mieszczuchów, którzy śledzili wasze zmagania przed telewizorami, do podjęcia podobnych wyzwań”.

Przytaczam to zdarzenie, ponieważ znakomicie pokazuje ono, że nad Komorowskim rozpostarto parasol ochronny. Jak dalece media chronią Bronisława Komorowskiego, jaskrawo pokazuje sytuacja z jego przesłuchania na procesie Wojciecha Sumlińskiego i Aleksandra L., byłego żołnierza Wojskowej Służby Wewnętrznej. Rozprawa toczyła się w Pałacu Prezydenckim i były na niej obecne trzy największe telewizje: TVN, TVP oraz Polsat. Każda z nich miała na Krakowskim Przedmieściu wozy transmisyjne przygotowane do bezpośredniego przekazu, ale żadna z tych stacji nie robiła relacji na żywo. Poza TV Republika. Jej dziennikarz Michał Rachoń, mimo że nie miał kamery, poprzez swój telefon komórkowy zapewnił telewidzom możliwość obejrzenia przesłuchania prezydenta.

Resortowe telewizje z prezydentem

Zachowanie mainstreamu nie zaskakuje – wystarczy poznać (lub przypomnieć sobie) genezę powstawania największych prywatnych telewizji oraz kto obecnie decyduje o kształcie informacyjnym oraz publicystycznym w TVP. Bez większego problemu znajdziemy tam ludzi, którzy w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej figurują jako zarejestrowani tajni współpracownicy Zarządu II Sztabu Generalnego, czyli komunistycznej wojskowej bezpieki, poprzedniczki Wojskowych Służb Informacyjnych.

Dzięki najpierw „Raportowi z weryfikacji WSI”, a następnie wspomnianej książce Sławomira Cenckiewicza „Długie ramię Moskwy” – dziś już wiadomo, że jeszcze na początku lat 90. późniejsi szefowie WSI odbywali przeszkolenia w Moskwie na kursach KGB lub GRU. Rosja, mimo rozpadu sowieckiego imperium, miała silne wpływy w służbach wojskowych III RP. Te służby z kolei miały wpływ na polityków. I można znaleźć co najmniej kilka poszlak wskazujących, jakie miał motywy Bronisław Komorowski, gdy dziesięć lat temu jako jedyny z posłów był przeciwny rozwiązaniu WSI. Te poszlaki mogą tłumaczyć, dlaczego już na samym początku jego prezydentury głównym gościem w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego był człowiek, który krwawo rozprawił się z walczącymi o wolność Czeczenami i stąd zyskał przydomek „rzeźnik Czeczenii”. Mowa o byłym KGB-iście Nikołaju Patruszewie, „prawej ręce” Władimira Putina. I wreszcie – dlaczego Komorowski zachowuje się tak, jakby realizował rosyjskie palny i nie decyduje się na jednoznaczne i stanowcze potępienie Putina. A gdy dochodzi do jawnych prowokacji – jak ta sprzed dwóch lat przed ambasadą rosyjską, natychmiast tłumaczy się przed Rosjanami.

Całość artykułu w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie"

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Dorota Kania