Kilkanaście lat temu Rafał Ziemkiewicz napisał opowiadanie o komputerze, który wyliczał, co by robili w Polsce liderzy naszej sceny politycznej, gdyby nie było drugiej wojny światowej.
Z opowiadania wynikało, że nie byliby, co do jednego, liderami nawet lokalnych społeczności. O ile dobrze sobie przypominam, najwyższe stanowisko, jakie zajmowałby którykolwiek z nich, to kierownik browaru gdzieś na Podkarpaciu. Idąc tym tropem, chciałbym z okazji świąt Bożego Narodzenia najserdeczniej życzyć politykom rządzącej koalicji, aby znaleźli kiedyś godne umiejętności i zasług miejsce. Ewa Kopacz mogłaby być szeregowym lekarzem w powiatowym zakładzie opieki zdrowotnej, Radosław Sikorski – właścicielem przydrożnej knajpy, Bronisław Komorowski – gajowym w Lubuskim, a Donald Tusk – drobnym przedsiębiorcą w Trójmieście. Marek Sawicki zostałby kombajnistą w przedsiębiorstwie rolnym, a Janusz Piechociński doradcą wójta w niewielkiej gminie. Tego im życzę w przyszłości moich marzeń. Oczywiście, o ile najpierw opuszczą więzienne mury.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Igor Szczęsnowicz