Kto pamięta, jak nazywała się lista wyborcza komunistów w sfałszowanych wyborach z 1947 r.? A jakżeby inaczej: Blok Demokratyczny. Demokracja rzadko kończy się nagle. Niemal zawsze jest tak, że prawie nikt nie wierzy, iż do tego dojdzie. Zawsze pojawia się też kamuflaż, zasłony dymne i oskarżanie obrońców demokracji, że tak naprawdę to oni są jej wrogami.
Precz z Ruską Demokracją” – taki transparent z Czerwca ‘56, przypominający tablicę szkolną i niesiony przez dzieci, przypominam w najnowszej „Gazecie Polskiej”. W kilka dni po sfałszowanych wyborach dzwonię do Zofii Bartoszewskiej, legendarnej pielęgniarki z Czerwca ‘56, a potem działaczki Solidarności wyrzucanej z pracy i skazywanej przez kolegia ds. wykroczeń.
Pytam, czy pamięta, kto niósł transparent „
Precz z Ruską Demokracją”. Oczywiście, że pamięta! To nauczycielka jednej ze szkół wyprowadziła na ulicę najmłodszych poznaniaków. Pytam panią Zofię, co ma do przekazania młodzieży protestującej przeciwko wyborczemu fałszerstwu. „
Organizujcie się przeciwko tym, co sfałszowali wybory, czytajcie o historii, której mało uczą w szkołach, słuchajcie ludzi zasłużonych, a nie propagandy i Wojewódzkiego” – wyrzuca jednym tchem. Jest ze wszystkim na bieżąco, bo na manifestacje patriotyczne przychodzi ze swoim wnukiem.
Moskiewskie szkolenia: od Pałkina do Czurowa
Zasłużeni ludzie z jej pokolenia nie mają wątpliwości, co się dzieje, bo widzieli, jak „Ruska Demokracja” instalowana była u nas zaraz po wojnie. W początkach komunizmu ostała się jedna partia opozycyjna o rodowodzie przedwojennym – PSL Stanisława Mikołajczyka.
Demokratyczne wybory musiały się odbyć, bo to zagwarantował Stalin w Jałcie. Dlatego gdy Moskwa fałszowała wyniki „referendum ludowego” z 1946 i wyborów z 1947, jej polscy sługusi też mieli usta pełne szacunku dla demokracji.
Wtedy też wcale nie afiszowano się z fałszerstwami, a odwrotnie – manipulowano, by namieszać ludziom w głowach. W referendum pytano o granicę na Odrze i Nysie, reformę rolną i likwidację Senatu. To też był teatrzyk: wy poprzyjcie słuszne lub neutralne postulaty, a my ogłosimy, że wy głosując „3 razy tak”, popieracie komunizm.
Kiedy za sprawą jedynej legalnej – jeszcze – partii opozycyjnej, likwidacja Senatu nie przeszła, referendum sfałszowano. Zrobili to najwyższej klasy profesjonaliści. Do Warszawy przybyła ekipa płk Arona Pałkina, naczelnika wydziału D Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego Związku Sowieckiego, specjalizująca się w fałszowaniu i preparowaniu dokumentów pisanych.
Była to jedna z najpilniej strzeżonych przez reżim tajemnic. Według historyków grupa Pałkina w 1946 r. „sporządziła ponownie” 5994 protokoły komisji obwodowych, które wpisały do nich nieodpowiednie wyniki. Jej przedstawiciele podrobili też 40tys. podpisów członków komisji wyborczych.
Przed wyborami z 2015 r. kierunek podróży pomiędzy Moskwą a Warszawą najlepszych specjalistów od liczenia głosów był odwrotny. Członkowie PKW byli w ubiegłym roku w Moskwie na szkoleniu. Gospodarzem spotkania był szef rosyjskiej Centralnej Komisji Wyborczej Władimir Czurow, człowiek o reputacji zbliżonej do reputacji Arona Pałkina, człowiek Putina od fałszowania wyborów. Polska delegacja spotkała się z nim 23 maja ubiegłego roku.
Tyle zachodu dla celów bardzo wschodnich
Na wygnaniu poeta i satyryk Marian Hemar opisał wybory z 1947 r. w wierszu „Zabawa w demokrację”:
Ale po jaką cholerę –/ Niechże mnie kto oświeci –/ Dorosłe czerwone zbiry/ Bawią się w grzeczne dzieci?/ Ale po jaką chorobę [...] Stare sowieckie opryszki,/ Sędziwe radzieckie zbóje,/ Pełnoletni bandyci,/ Oprawcy i złodzieje/ Bawią się w demokrację?/ W prawa i przywileje/ Krytyki, opozycji,/ Dyskusji, parlamentu?/ Po co tyle zachodu?/ Po co tyle zamętu? [...]/ Nie mogę się domyśleć –/ Tak chciałbym dowiedzieć się od nich:/ Po co im tyle ZACHODU/ Dla celów tak bardzo WSCHODNICH?
Jednak chodzi o miesięcznice
O jakie cele „bardzo wschodnie” chodzi w tych wyborach? Kampanie wyborcze, a w szczególności debaty w lokalnych telewizjach przesycone są przeważnie pseudoprofesjonalnym bełkotem. Frazesami na temat wielkich koncepcji rozwoju miasta, maskowanych menedżerskim słownictwem, za którymi kryją się stołki dla krewnych i znajomych królika.
W tej kampanii w zasadzie tylko raz strona przeciwna „się posypała” i przyznała, o co jej naprawdę chodzi. Stało się to wskutek tego, że radny PO Stanisław Kracik poparł w II turze wyborów wspieranego przez PiS Marka Lasotę przeciw urzędującemu postkomuniście Jackowi Majchrowskiemu.
Senator PO Janusz Sepioł, architekt, w czasach Jaruzelskiego miejski urzędnik, wysypał się w radiu RMF i wśród wyzwisk od adresem Kracika (poparł Lasotę, bo źle wpłynęła na niego praca w psychiatryku) stwierdził: „Trzeba sobie wyobrazić, co by było, jakby był w Krakowie prezydent z PiSu. To byłby groźny przyczółek. Prezydent by brał udział w dziesiętnicach, byłyby pomniki Lecha i Marii. Kraków ma znaczenie symboliczne. Popatrzmy na przestrzenną politykę historyczną. PiS przejmuje różne miejsca ważne dla tradycji Polaków. To Jasna Góra, Powstanie Warszawskie i katedra wawelska. Chodzi o zagarnięcie historycznego miasta. Nie można do tego dopuścić”.
Zdziwieni? To jednak nie inwestycje, korki, stypendia czy ścieżki rowerowe są tym, co wykrzykuje się obok bluzgu pod adresem kolegi partyjnego, który zdradził, a smoleńskie miesięcznice?! To jednak podrzędny urzędnik Sepioł podziela przekonanie PiS-u, że polityka symboliczna jest ważna? Tyle że ta prowadzona w zupełnie innym od polskiego interesie?
Przecież ta wypowiedź nie jest o rywalizacji dwóch partii politycznych, ona jest z ducha sowiecka! Mogłaby paść właśnie w pierwszych latach po 1945 r., gdy na wygnaniu prof. Wiktor Weintraub publikował swój artykuł „Mickiewicz między Marksem a Stalinem” opisujący, jak komuniści usiłują zaadaptować polską kulturę i tradycję do marksistowskiej ideologii.
Fałszują, bo nie mogą oddać władzy
Owo „nie można do tego dopuścić”, rzucone w kontekście przywrócenia ciągłości polskiej tradycji niepodległościowej, usłyszał Sepioł zapewne gdzieś z góry, z centrum zarządzania procesami społecznymi w III RP i postanowił zabłysnąć: jestem z wyższej półki, mam wiedzę, o której różne podrzędne Kraciki nie mają pojęcia.
Tak, oni faktycznie nie mogą do tego dopuścić. Powtarzana przez ulicę tu i ówdzie mądrość: kto zrobił Smoleńsk, ten władzy nie odda, wypływa z doświadczenia pokoleń zwykłych Polaków.
W odniesieniu do władzy PO oznacza to, że jeśli po Smoleńsku zajmowano się tuszowaniem tej zbrodni, kłamano wchodzono w kompromitujące związki z Rosją Putina, po prostu nie można zgodzić się na przejęcie władzy przez obóz niepodległościowy ze strachu przed więzieniem. Bynajmniej niebędącym skutkiem zemsty politycznej, a wynikiem zdjęcia ochrony z winowajców.
Również dla głównych sprawców Smoleńska, prowadzących wojnę z Ukrainą, pójście w świat przekazu od polskich władz, kto dokonał tej zbrodni, byłoby teraz sporym kłopotem. Zapewne na tyle dużym, by uruchomić w Polsce swoją agenturę, nawet kosztem „spalenia” jakiejś jej części. I to nie dopiero przy okazji wyborów do parlamentu, bo może być za późno, a teraz, gdy PiS wygrał i to wyraźnie. Dla moskiewskich speców od fałszowania wyborów, którzy robią to np. po raz dwudziesty, to elementarz.
Kto zna Rosję i jej metody, w wypowiedzi Sepioła dojrzy ów moskiewski ślad. Tego nie wymyślili młodzi rzutcy spece z warszawskich agencji PR-owych. To budowniczowie Ławry Aleksandra Newskiego oraz Pałacu Kultury w Warszawie, którzy świetnie rozumieją, jak niebezpieczne jest dla nich odradzanie się Polski w sferze symbolicznej.
Zagłosujmy im na złość
Cytowana wypowiedź senatora Sepioła powinna zmobilizować nas do udziału w drugiej turze wyborów, oczywiście w tych miastach, w których walczą jeszcze kandydaci obozu niepodległościowego. Zdrowy odruch, by zrobić na złość fałszerzom, może paradoksalnie przynieść właśnie teraz zaskakująco dobry efekt. Skoro sprawa fałszerstwa jeszcze nie przyschła, tym, którzy się go dopuścili, trudno będzie posłużyć się tymi samymi metodami w II turze. A kilka wygranych w dużych miastach może skutecznie zniszczyć narrację TVN-u o tym, że opowiadającemu o wyborczych fałszerstwach Kaczyńskiemu wierzą tylko niezbyt liczni zwolennicy teorii spiskowych.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Piotr Lisiewicz