III RP to kraj, w którym politykowi wolno zdradzić ojczyznę, a nawet przez lata uparcie działać na jej szkodę. Ot, normalna gra interesów. Nie wolno mu natomiast w mieszkaniu czy knajpie się upić. Kto się upije, jest skompromitowany bardziej niż autor stanu wojennego.
Tak to jest w lubującym się w donosach alkofobicznym Ubekistanie. A w niepodległej Polsce? Bolesław Wieniawa-Długoszowski, adiutant Piłsudskiego, wizytował starogardzki pułk szwoleżerów. Po zakrapianym bankiecie zwiedzał rynek. Tak się pechowo złożyło, że drogą tranzytową Berlin–Królewiec jechał akurat niemiecki mercedes. Wiedziony patriotycznymi uczuciami generał postanowił zatrzymać samochód, a gdy ten nie stanął, oddał kilka strzałów. Wybuchła gigantyczna awantura. Ambasador niemiecki złożył protest, na nogi postawiono cały garnizon. W tym czasie niczego nieświadomy Wieniawa, który dawno zapomniał o „mało istotnym” incydencie, spokojnie kończył wieczór w chaszczach, popijając wyborową z przypadkowo poznanymi robotnikami. Ze Starogardu wrócił z powstałą tam pieśnią „Więc pijmy wino, szwoleżerowie”, którą wkrótce śpiewała cała Polska. Zaśpiewajmy ją i my w sylwestrową noc i niech troski zginą w rozbitym szkle!
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Piotr Lisiewicz