Historia stanu wojennego w Polsce dowodzi, że choć Sowieci nie mieli żadnych skrupułów, by brutalnie interweniować w wewnętrzną politykę swoich satelickich państw (np. w Czechosłowacji w 1968 r.), to niekiedy mieli własne problemy – w tym wypadku przede wszystkim wojnę w Afganistanie – które sprawiały, że do takich interwencji się nie palili. Dziś z dostępnych materiałów wiemy to na pewno –
w grudniu 1981 r. nie było realnej groźby wkroczenia sowieckich czołgów. Wiele lat później rosyjskie czołgi wjechały do Gruzji. Jednak radykalna reakcja kilku europejskich polityków – głównie Lecha Kaczyńskiego – sprawiła, że putinowcy, mówiąc kolokwialnie, wymiękli i nie porwali się na Tbilisi, choć z wojskowego punktu widzenia na pewno było w ich zasięgu. Maleńka Estonia od wielu lat radykalnie walczy z rosyjskimi wpływami, wręcz gnębiąc rosyjskojęzyczną ludność, nie przyznając jej estońskiego obywatelstwa. W centrum Rygi stoi muzeum sowieckiej okupacji Łotwy.
My natomiast odnawiamy sowiecki pomnik czterech śpiących i boimy się upomnieć o wrak tupolewa, bo to grozi wojną. Cóż za farsa…
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Jakub Pilarek