Ukraina musi się wydostać ze strefy rosyjskiej dominacji i co do tego nie ma wątpliwości wśród tych, którzy rozumieją zagrożenie ze strony Kremla. Nie ma innej drogi do normalnego funkcjonowania tej części Europy. W przeciwnym razie będziemy mieli sytuację podobną do tej, która miała miejsce przez kilkadziesiąt lat, kiedy to Moskwa narzucała warunki. Teraz zresztą też chce to robić, podsycając waśnie na tle zbrodni wołyńskiej. We wspieraniu dążeń Ukrainy do wolności nie można zapominać o ludobójstwie na Wołyniu i we wschodniej Małopolsce. Bardzo dobrze rozumie to Jarosław Kaczyński, który jako pierwszy polityczny zagraniczny lider przyjechał 1 grudnia na majdan wesprzeć protestujących. Dzień później był w TV Republika, gdzie mówił wprost o ludobójstwie na Kresach i o tym, że ta zbrodnia musi być do końca wyjaśniona.
Byłam w Kijowie w tym samym czasie co parlamentarzyści PiS‑u. Nie widziałam ani jednego gestu, który wskazywałby na to, że Kaczyński wspiera ukraińskich nacjonalistów. Mało tego – ludzie z nacjonalistycznymi czerwono-czarnymi flagami byli poproszeni o odejście od zagranicznej delegacji, co zresztą zrobili. Tak więc mówienie o „pochodzie Kaczyńskiego z banderowcami” jest po prostu nieuczciwe.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Dorota Kania