Dziennikarz Władimir Kirianow wyszedł z programu Bronisława Wildsteina w telewizji Republika, wykrzykując, że jest on „rusofobski” i „większych głupstw w swoim życiu nie słuchał”. Popisał się też dialogiem z prowadzącym „Proszę mi pozwolić powiedzieć do końca…” – „Nie, nie pozwolę”.
Wśród licznych nagród, jakie otrzymał Kirianow od władz Rosji, jest Order Przyjaźni, jak i – otrzymany od Putina – dyplom za „wyjątkowy wkład w dziedzinie rozwoju i zachowania języka i kultury”. I faktycznie, jego występ wniósł wiele do naszej debaty publicznej zarówno w dziedzinie języka, jak i kultury, o przyjaźni nie wspominając. Przepraszając Kirianowa za „rusofobską” telewizję, zalecam mu, by lepiej wybierał rozmówców. Np. u Tomasza Lisa z pewnością z rusofobią się nie zetknie. To audycja idealnie wpisująca się w rosyjskie standardy, wszak rozmowę Lisa z Miedwiediewem pokazały niegdyś cztery rosyjskie kanały. Niestety, w Polsce proces eliminowania dziennikarzy niekulturalnych nie jest jeszcze tak zaawansowany jak w Rosji. Tam właściwe służby nie boją się zdecydowanych środków zaradczych, jak w wypadku Anny Politkowskiej, uciszonej w dniu urodzin Putina.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Piotr Lisiewicz