Dzięki programowi „Zadanie specjalne" w telewizji Republika mogliśmy się dowiedzieć o nieznanych dotąd wydarzeniach, do których doszło po tragedii w Smoleńsku.
Anita Gargas w swoim magazynie śledczym zadała m.in. pytanie, czy premier dopuścił się zdrady dyplomatycznej – przestępstwa zagrożonego karą do 10 lat więzienia.
Zdrada dyplomatyczna
Jednym ze skandali jest brak informacji na temat treści rozmów pomiędzy Donaldem Tuskiem i Władimirem Putinem z 10 kwietnia 2010 r. Wiele wskazuje na to, że właśnie wtedy mogła zapaść decyzja co do przyjęcia ścieżki proceduralnej śledztwa. Tymczasem wszystko, co wiadomo o tej rozmowie, to ustna informacja przekazana przez premiera podczas spotkania z rodzinami ofiar katastrofy, że bierze na siebie odpowiedzialność za wybór prawnej drogi badania przyczyn tragedii.
Jednakże – na co zwrócili uwagę Solidarni 2010 – taki ustny tryb przyjmowania zobowiązań międzynarodowych stanowi sam w sobie jaskrawe złamanie prawa.
Zdaniem Ewy Stankiewicz premier dopuścił się w ten sposób zdrady dyplomatycznej, przyjmując niekorzystny dla Polski załącznik 13 [do konwencji o międzynarodowym lotnictwie cywilnym], a odrzucając umowę z 1993 r., która dawała obu państwom równe prawa, w tym prawo do odwoływania się. Artykuł 129 kodeksu karnego dotyczący zdrady dyplomatycznej brzmi następująco: „Kto, będąc upoważniony do występowania w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w stosunkach z rządem obcego państwa lub zagraniczną organizacją, działa na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10".
Umowa, której nie było
Drugi zarzut podniesiony przez Solidarnych 2010 dotyczy faktu, że premier, nawet jeżeli ustnie umówił się ze stroną rosyjską, miał obowiązek taką umowę przedstawić do zatwierdzenia Radzie Ministrów jako organowi konstytucyjnemu. Tymczasem nic takiego nie miało miejsca, a zatem doszło do działania na szkodę interesu publicznego. Premier również w ten sposób złamał prawo, co w tym wypadku podlega karze do trzech lat więzienia.
Gdy jednak Solidarni 2010 złożyli w tej sprawie do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, ta szybko ją umorzyła. Natomiast zażalenie na umorzenie zostało przez sąd potraktowane w sposób kuriozalny. Sędzia Małgorzata Drewin odrzuciła skargę Solidarnych na decyzję prokuratury, twierdząc, że „Rada Ministrów zaaprobowała wybór Konwencji jako mechanizmu, w oparciu o który strona polska i rosyjska miały badać katastrofę i wyjaśniać jej przyczyny".
Odrzucone ekspertyzy
Tymczasem jednym z dowodów złożonych w sądzie było oficjalne stanowisko Kancelarii Premiera, z którego jasno wynika, że „nie było odrębnej decyzji Prezesa Rady Ministrów i Rady Ministrów w tej sprawie".
Dzięki bojom w sądach Ewy Stankiewicz i Solidarnych udało się jednak uzyskać nieznane wcześniej opinie prawne, o które rząd zwracał się w związku z badaniem katastrofy smoleńskiej, a w których zostały przedstawione analizy m.in. podjęcia kluczowej w śledztwie decyzji o wyborze ścieżki proceduralnej. Opinie te ujawnione zostały w piśmie Tomasza Arabskiego, ówczesnego szefa Kancelarii Premiera, do prokuratury w odpowiedzi na zapytanie prokuratorów w związku z wnioskiem Solidarnych o śledztwo w sprawie działań premiera.
Arabski podał w swoim piśmie m.in. kompromitującą dla rządu informację, że 10 kwietnia 2010 r., gdy Tusk spotkał się w Smoleńsku z Putinem, nie dysponował żadną ekspertyzą prawną. Pierwsza opinia zamówiona przez rząd powstała dopiero 16 dni po katastrofie. Rządowe Centrum Legislacji wypowiedziało się natomiast dopiero w grudniu 2010 r., i to tylko dlatego, że rodziny ofiar smoleńskich zażądały od premiera odpowiedzi na konkretne pytania.
Wszystkie te ekspertyzy kwestionują zgodność z prawem przyjęcia przez rząd konwencji chicagowskiej, przywołując jednoznacznie wojskowy charakter lotu, oraz zwracając uwagę na fakt zawarcia de facto umowy międzynarodowej, w postaci wyrażenia zgody na rosyjską propozycję posługiwania się konwencją, co nie zostało zatwierdzone na posiedzeniu Rady Ministrów.
Posmoleńska ofensywa legislacyjna
W miesiącach po tragedii smoleńskiej miała miejsce jeszcze jedna skandaliczna operacja rządu PO. Doszło do błyskawicznej, choć przeprowadzonej bez rozgłosu, zmiany prawa w taki sposób, aby usprawiedliwić post factum matactwa i manipulacje w śledztwie smoleńskim i wyjąć spod jakiejkolwiek kontroli komisję Millera, a także uniemożliwić lub utrudnić postawienie winnych w stan oskarżenia po ewentualnej zmianie władzy. Osłabiona po tragedii z 10 kwietnia 2010 r. opozycja nie była w stanie wyśledzić tych działań ani im zapobiec, tym bardziej że znaczna część z nich dokonywała się poza parlamentem na drodze zmian rozporządzeń ministerialnych i przepisów wykonawczych. Jednym z nich było rozporządzenie ministra obrony narodowej Bogdana Klicha ws. funkcjonowania Komisji Badania Wypadków Lotniczych, które było niezgodne z ustawą o prawie lotniczym. Potwierdziła to ekspertyza Biura Analiz Sejmowych, przeprowadzona na wniosek posła Jerzego Polaczka.
Mogło to oznaczać, że komisja Millera działała po prostu bez podstaw prawnych. Tuż przed jej powołaniem Edmund Klich zmienił bowiem rozporządzenie o badaniu wypadków lotniczych, dopisując premierowi prawo uzgodnienia wyboru przewodniczącego i członków komisji oraz uprawnienia do zatwierdzania raportu komisji i podejmowania decyzji ws. udzielania informacji o przebiegu i rezultatach badań.
W 2011 r. Sejm dokonał także poważnych zmian w ustawie Prawo lotnicze, przekształcając ją tak, aby w możliwie najwyższym stopniu utajnić przebieg śledztwa oraz utrudnić późniejsze wyciągnięcie konsekwencji wobec winnych fałszerstw. Nowa ustawa precyzowała m.in., że prokurator nie może samodzielnie, jak to było wcześniej, zdecydować o ujawnieniu zapisów z czarnych skrzynek. Decyzję taką może obecnie podjąć tylko sąd i to po spełnieniu określonych warunków. W wyniku ustawy przepisy zostały zmienione tak, aby wyniki badań komisji mogły być przekazane wyłącznie na potrzeby śledztw i procesów. Jeśli sąd nie zgodziłby się na ujawnienie stenogramów, to pozostałyby one na zawsze tajne.
Co uderzające, nowe prawo lotnicze zabroniło przesłuchiwania członków komisji przez prokuraturę w charakterze świadków. To wszystko sprawia, że ich praca została całkowicie utajniona, a ściganie ich w przyszłości za ewentualne fałszerstwa lub manipulacje będzie utrudnione.
Źródło: Gazeta Polska
Artur Dmochowski