Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Katarzyna Gójska-Hejke,
02.03.2013 08:26

Wolność wychodzi z dołów śmierci

Nie jesteśmy biednym krajem rozdeptanym przez sowieckie buty. Przeciwnie – jesteśmy tymi, których przodkowie wiele razy strzelili w pysk ten najbardziej bestialski totalitaryzm i możemy być z tego dumni.

Nie jesteśmy biednym krajem rozdeptanym przez sowieckie buty. Przeciwnie – jesteśmy tymi, których przodkowie wiele razy strzelili w pysk ten najbardziej bestialski totalitaryzm i możemy być z tego dumni.

„Pytam – czy ofiary nasze nie pójdą na marne, czy niespełnione sny powstaną z mogił, czy Andrzejek [syn Łukasza Cieplińskiego] będzie kontynuował ideę ojca? Wierzę – nie pójdą, sny wstaną, syn zastąpi ojca, ojczyzna niepodległość odzyska […] ” – pisał w ostatnią w swoim życiu Wigilię 1950 r. Łukasz Ciepliński ps. Pług. Siedział wówczas w celi śmierci. W tej samej, z której wcześniej komunistyczni mordercy wyprowadzili do swojej katowni mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę” czy ppłk. Antoniego Olechnowicza „Pohoreckiego”. Śp. Janusz Kurtyka, pomysłodawca ustanowienia Dnia Żołnierzy Wyklętych, nazywał grypsy Cieplińskiego relikwiami polskiego marzenia o wolności.

Nie potrafili inaczej

Żołnierze Powstania Antykomunistycznego – bo tak powinni być nazywani – nie byli grupką owładniętych nierealnym uniesieniem młokosów o zbyt gorących głowach. Przeciwnie. Stąpali po ziemi bardzo mocno i znakomita większość z nich miała świadomość ceny, jaką przyjdzie im zapłacić za przeciwstawienie się komunistom. Obraz ludzi, którzy z pełnym przekonaniem kierują swoim życiem, a nie odurzonych wizją szaleńców, wyłania się z ich dokumentów, wspomnień, pamiętników, listów i grypsów. Wspomniany już Łukasz Ciepliński pisał: „Gdy mnie będą zabierać, to ostatnie moje słowa do kolegów będą: cieszę się, że będę zamordowany jako katolik za wiarę świętą, jako Polak za Ojczyznę i jako człowiek za prawdę i sprawiedliwość”. Dowódca najsłynniejszej 5. Brygady Wileńskiej w jednej w licznych ulotek rozdawanych przez jego żołnierzy cywilom informował: „[…] Wypowiedzieliśmy walkę na śmierć lub życie tym, którzy za pieniądze, ordery lub stanowiska z rąk sowieckich mordują najlepszych Polaków domagających się wolności i sprawiedliwości”. Tak z kolei zareagował na ogłoszoną przez komunistów w 1947 r. „amnestię” por. Zdzisław Broński „Uskok”: „[…] W prasie roi się od wezwań, niejednokrotnie podpisanych przez autorytatywne dla nas jednostki – wezwań, które brzmią: »Tak będzie lepiej dla Polski!«. Wróg jest nieporównywalnie silniejszy i w walce łatwo zginąć można, ale czy znaczy to, że trzeba skwapliwie korzystać z rzucanych przez wroga ochłapów łaski? Zważajmy na to, by takie słowa jak: Polska, Polak, Honor, Wolność nie pozostały pustymi dźwiękami”. Dowódca Konspiracyjnego Wojska Polskiego Stanisław Sojszyński „Warszyc” mówił wprost: „[…] Walka z szumowinami i unicestwienie ich to wielka sprawa, to zagadnienie zapewnienia Polsce równowagi moralnej i ocalenia jej przed zgubą […]”.

Paradoksalnie również komuniści nie mieli wątpliwości co do tego, że Powstanie Antykomunistyczne nie jest chwilowym szaleństwem, lecz świadomą postawą tysięcy Polaków. Rzucili przeciwko nim swoje największe siły. Niektórych dowódców latami tropiło po kilkuset tajnych agentów. Powstańcy byli zatem siłą bardzo realną i groźną. Niebezpieczną nawet po swojej śmierci – dlatego niemal nikt z nich nie miał własnego grobu. Trucizną komunistycznej propagandy, aktywnej nawet dziś, jest postrzeganie uczestników Powstania Antykomunistycznego jako sentymentalnych naiwniaków. Taki jest oczywiście interes tych, którzy przez dziesięciolecia brali udział w niewoleniu Polski – nie było wyjścia, mieliśmy wszyscy zginąć? Przecież właśnie skończyła się jedna wojna, oni nie rozumieli realiów. Sęk w tym, że rozpoznali je niezwykle celnie. Wiedzieli, że kapitulacja przed czerwoną zarazą będzie w rzeczy samej początkiem straszliwego zniewolenia społeczeństwa, podobnego do tych zniewoleń, które Sowieci przeprowadzili wszędzie tam, gdzie przejmowali totalną władzę i nie czuli groźby realnego buntu. Można powiedzieć słowami Stanisława Witkiewicza: „[…] Co za szczęście, że na rozstajach historii stoi też to zjawisko mężnych i hardych żołnierzy wolności […]”.

Bylibyśmy robactwem

Historycy nie mają dziś wątpliwości – losy Polski potoczyłyby się znacznie gorzej, gdyby nie Polskie Państwo Podziemne, Armia Krajowa, ale także postawa tysięcy naszych żołnierzy i cywilów po oficjalnym zakończeniu II wojny światowej. Doskonale przeprowadzone akcje zbrojne, jak choćby uwolnienie ponad tysiąca żołnierzy AK z obozu NKWD w Rembertowie przez zaledwie 40 świetnie wyszkolonych i dowodzonych śmiałków, ale również późniejsze, w tym wszystkie dokonane przez podkomendnych mjr. Szendzielarza „Łupaszki”, umacniały w komunistach przekonanie, że z Polską nie pójdzie im tak łatwo. Kazały im powstrzymywać najdziksze zbrodnicze zapędy.

Równocześnie w Polakach, szczególnie tam, gdzie ośrodki Powstania Antykomunistycznego były szczególnie silne, utrzymywała się pamięć niezłomności – poczucie, że byli tacy, którzy potrafili skutecznie postawić się komunistycznemu zaborcy. W mrokach świata czerwonej zarazy tliło się światełko dumy z nich, a może nawet dumy z samych siebie. Takie, które pozwala myśleć, że nas łatwo nie zmogli. Doceniam ten ślad, bo wiem, że od kilku lat daje on początek odtwarzaniu pamięci o żołnierzach Powstania Antykomunistycznego. Ludzie odnajdują miejsca, w których poległo kilku lub czasami jeden uczestnik tego zrywu i zaznaczają je. Taką wąską i niepozorną ścieżynką przedzierają się  do tego, co stanowiło kwintesencję fenomenu Żołnierzy Wyklętych – do mentalności nie niewolniczej. I znowu cytat z Witkiewicza: „[…] Co by było, żeby nie ta garść ludzi, która woła »Nie pozwalam« i idzie dalej w ocean historii z własną duszą, z własną ideą pod własnym imieniem. Bylibyśmy robactwem, tratowanym przez walczące ludy, któreby nawet nie miały potrzeby uświadamiać sobie, że pod ich nogami plączą się jakieś śmiecie”.

Są naszą przyszłością

Pamięć i prawda o żołnierzach Powstania Antykomunistycznego jest dziś JEDYNĄ drogą do odbudowania w dzisiejszych Polakach poczucia dumy z przeszłości, ale również poczucia własnej wartości. Nie jesteśmy biednym krajem rozdeptanym przez sowieckie buty.

Przeciwnie – jesteśmy tymi, których przodkowie wiele razy strzelili w pysk ten najbardziej bestialski totalitaryzm, aż się nogami nakrył, i możemy być z tego dumni. Dzień Żołnierzy Wyklętych nie jest zatem świętem wspominkowym. Jest dniem NASZEJ chwały i dniem hańby dla wszystkich tych, którzy utrwalali, a dziś wybielają komunistyczne zniewolenie Polaków. Upowszechnienie tego przesłania stoi przed nami jako wielkie zadanie. Warto w tym momencie po raz kolejny przywołać Stanisława Witkiewicza, który tuż przez odzyskaniem przez Polskę niepodległości w 1918 r. napominał: „[…] ludzie małoduszni, ograniczeni – słowem durnie, jeszcze nie przejrzeli. Przypuszczam, że te ich pesymizmy polegają na niepojmowaniu tego, co jest istotną siłą życia narodu, a co jest tylko zewnętrznym, materialnym warunkiem bytu ludzkiego. Im się zawsze zdaje, że życie polskie to są kominy fabryczne, banki, buraki, pszenica, samorząd miejski i tem podobne sprawy, ważne zapewne z ogólnoludzkiego punktu widzenia, ale nie stanowiące bynajmniej Polski, że Polskę stanowi duch i czyn polski – polska dusza, bez której naród nie ma spójni, nie jest narodem, a Ojczyzna nie ma granic, i staje się zajezdnym domem spekulantów, mówiących po polsku”.

Żołnierze Powstania Antykomunistycznego wykonali swoje zadanie – wywalczyli nam szansę na silną niepodległą Polskę. Teraz wszystko zależy od nas.

Wesprzyj niezależne media

W czasach ataków na wolność słowa i niezależność dziennikarską, Twoje wsparcie jest kluczowe. Pomóż nam zachować niezależność i kontynuować rzetelne informowanie.

* Pola wymagane