Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
,Piotr Wójcik,
09.06.2017 16:05

Powrót liberalnych zombie

Wybór Andrzeja Rzońcy na głównego ekonomistę PO to dla PiS prezent bożonarodzeniowy w środku wiosny. Pomysły prof.

Wybór Andrzeja Rzońcy na głównego ekonomistę PO to dla PiS prezent bożonarodzeniowy w środku wiosny. Pomysły prof. Rzońcy na gospodarkę to zbiór tego wszystkiego, czego ludzie mają już serdecznie dosyć. I to ludzie nie tylko w Polsce, ale i niemal wszędzie na Zachodzie.

Przez chwilę wydawało się, że stare liberalne hasła, jeszcze parę lat temu niepodzielnie dominujące w debacie publicznej, na dobre odeszły już w niepamięć. Niemal z dnia na dzień politycy opozycyjni przestali piętnować 500+, a zaczęli wręcz zapowiadać jego rozszerzenie również na pierwsze dziecko. Przywrócenie poprzedniego wieku emerytalnego także przestało być etatową przyczyną zbliżającej się katastrofy – pojawiło się za to chociażby zapowiadane przez Grzegorza Schetynę wprowadzenie „trzynastej emerytury”. Wydawało się, że liberalizm gospodarczy jest już trupem dobitym na Zachodzie przez kryzys finansowy i eksplozję nierówności, a w Polsce przez katastrofalny stan wielu usług publicznych i uśmieciowienie rynku pracy.

Nekroliberalizm kontratakuje

A jednak trup liberalizmu podniósł głowę. Nie przypomina już co prawda pełnego witalności i błyszczącego białymi zębami biznesmena, jakiego chciał udawać jeszcze na początku XXI w. Wygląda raczej jak zombie z klapkami na oczach, powoli posuwający się utartym torem bez względu na przeszkody. Jego marny stan nie zmienia jednak faktu, że wstał i powoli zaczyna się urządzać w nowej rzeczywistości. Czego dowodem jest niedawna ofensywa programowa Ryszarda Petru oraz powołanie na stanowisko głównego ekonomisty PO byłego współpracownika Leszka Balcerowicza prof. Andrzeja Rzońcy. Osobnym pytaniem jest, czy ten nekroliberalizm powtórzy sukcesy swojego poprzednika, zwanego przez wielu neoliberalizmem. Na szczęście wydaje się to wątpliwe. Świadomość społeczna od lat 90. wzrosła jednak już na tyle, by nie dać się zwieść starym liberalnym zaklęciom. Poza tym opalony i uśmiechnięty dżentelmen, jakim był liberalizm pod koniec XX w., to jednak trudniejszy przeciwnik niż obecny półżywy stwór, którego w ostatnich latach dosięgnęło co najmniej kilka nokautujących ciosów.

W gruncie rzeczy wybór prof. Rzońcy na eksperta programowego PO to dla partii rządzącej doskonała wiadomość. Rzońca uosabia niemal wszystko to, na co ludzie w polityce gospodarczej już nie mogą patrzeć – nieliczenie się z potrzebami socjalnymi, fetyszyzowanie wzrostu PKB nawet kosztem eksplozji problemów społecznych, stawianie twardych praw ekonomii ponad oczekiwaniami społeczeństwa. Dodatkowo ludziom, którzy go znają, kojarzy się raczej z nielubianym (nieprzypadkowo zresztą) Leszkiem Balcerowiczem, z którym współpracował m.in. ­w ­FOR-ze. Do pełni szczęścia partii rządzącej brakowało jeszcze tylko tego, żeby Rzońca zaczął mówić.

Zapracowani dziedzice fortun

No i zaczął. I trzeba przyznać, że zrobił to z przytupem – w wywiadzie udzielonym portalowi Agory Next Gazeta.pl jechał po bandzie niemal cały czas niczym zawodowy bobsleista. Szczególnie był rozpędzony, gdy rozmowa zeszła wreszcie na temat 500+, do którego profesor podchodzi niezwykle krytycznie. Otóż według Rzońcy program 500+... utrwala biedę. Tak, to nie pomyłka drukarska, według głównego ekonomisty PO program Rodzina 500+ utrwala biedę. Dosyć przełomowe stanowisko, zważywszy na to, że analitycy Banku Światowego szacują, iż 500+ ograniczy biedę dzieci w 77–94 proc. Czyli w najlepszym scenariuszu nakreślonym przez BŚ program 500+ niemal całkowicie zlikwiduje ubóstwo dzieci. Już teraz możemy powiedzieć, że w 2016 r. m.in. dzięki niemu nierówności ekonomiczne wyraźnie się zmniejszyły – indeks Giniego spadł w Polsce z 0,32 do 0,30, dzięki temu zbliżyliśmy się do najbardziej egalitarnych ekonomicznie krajów świata. Na jakiej zasadzie program Rodzina 500+ może równocześnie utrwalić biedę i niemal ją zlikwidować wśród dzieci?

Otóż program ten utrwala biedę, ponieważ, cytuję: „trafia także do tych rodzin, w których nikt nie pracuje”. A jak wcześniej zauważył Rzońca, bogactwo bierze się z pracy, więc siłą rzeczy zasiłek nie może wyrwać z biedy. No cóż, myślę, że parę osób by się nie zgodziło. Na przykład dziedzice wielkich fortun. Albo rentierzy czerpiący od lat dochody z kapitału powstałego dzięki jednej trafionej spekulacji. Mnóstwo bardzo zamożnych osób czerpie ogromne dochody z kapitału, w którego powstanie nie włożyli nawet godziny pracy, ale o tym liberałowie złego słowa nie powiedzą. To według nich jest całkiem normalne. Ale to, że bezrobotni rodzice dostaną 500 zł miesięcznie na dziecko? O, to już jest straszne. Inaczej mówiąc, rodzina Kulczyka ciężko sobie zapracowała na spadek po panu Janie (od czego nie zapłaciła nawet jednego złotego podatku), ale bezrobotna matka z dwójką dzieci niech lepiej już sobie zacznie szukać roboty, bo od prof. Rzońcy złamanego grosza nie dostanie za swoje lenistwo. A czy przypadkiem wychowywanie dwójki dzieci nie jest jednak cięższą pracą niż bycie spadkobiercą Kulczyka?

Brazylijskie 500+

Jakie ogólne wnioski z tej rozrzutnej polityki wyciąga Rzońca? Rząd prowadzi politykę finansów publicznych na wzór Grecji, a powinien na wzór Niemiec. Dosyć ekstrawagancka teza, zważywszy na to, że podstawowe wskaźniki finansów publicznych obecnej Polski i Grecji nawet tej sprzed kryzysu różnią się w sposób diametralny. Deficyt sektora rządowego w Polsce według Eurostatu wyniósł w 2016 r. 2,4 proc. PKB, czyli zmieścił się w unijnych kryteriach, które wynoszą maksymalnie 3 proc. PKB. Jak to wyglądało w wypadku Grecji w latach 2005–2008, a więc w okresie poprzedzającym kryzys? Deficyt wynosił odpowiednio 6,2 proc., 5,9 proc., 6,7 proc., 10,2 proc. A w pierwszym roku kryzysu greckiego eksplodował do 15,1 proc. PKB. Czyli grecki deficyt przed kryzysem był nawet cztery razy wyższy niż obecny polski. To może chociaż grecki dług publiczny przypominał polski? Tak samo nie – w ostatnim roku przed kryzysem wynosił 109,4 proc. PKB, a więc był dwa razy wyższy niż obecny polski (54,4 proc.). Notabene dług publiczny wyższy od Polski mają też... Niemcy (68,3 proc. PKB), na których mamy się według profesora wzorować. Trudno uznać, że prof. SGH nie zna tych danych, nie przypuszczam również, żeby nie zdawał sobie sprawy, że 10 proc. to wyraźnie więcej niż 2 proc. Po prostu po raz kolejny profesor postanowił przymknąć oko na twarde dane, jeśli nie zgadzają się z jego liberalnymi koncepcjami.

Czy więc obecna polityka społeczno-gospodarcza doprowadzi do drugiej Grecji? I tu niespodzianka, według Rzońcy efekty będą przypominały raczej te z Ameryki Południowej. No cóż, jeśli 500+ przyniesie takie efekty jak niektóre latynoskie programy socjalne, to byłoby doprawdy znakomicie. Brazylijski odpowiednik programu 500+, czyli słynny na całym świecie program „Bolsa Familia”, doprowadził do zmniejszenia skrajnego ubóstwa o połowę, poprawił wzrost dochodów najuboższych o 25 proc. i spowodował spadek nierówności o 20 proc. Co ciekawe, jest on bardzo podobny do 500+. Polega na przekazywaniu środków pieniężnych na rachunki rodzin z dziećmi, z tym że skierowany jest tylko do rodzin mniej zamożnych. Również niepracujących. Czy Brazylijczycy plują sobie w brodę z powodu „Bolsa Familia”? Nie, raczej jest on dla nich powodem do dumy.

Muszę przyznać, że czytanie prof. Rzońcy ma dla mnie pewną wartość sentymentalną. Znów czuję się jak licealista grający na konsoli w „Resident Evil”. Człowiek już myśli, że zombie, z którym walczył, wreszcie padł i będzie chwila odpoczynku, a tu nic z tego – stwór podnosi głowę i chce więcej. Niestety z liberalnymi zombie jest podobnie, za nic nie chcą odejść.
Reklama