10 lutego 1940 roku to druga data – po sowieckiej agresji 17 września 1939 roku – która głęboko zapadła w pamięć mieszkańców Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej. 81 lat temu, o świcie, rozpoczęła się pierwsza masowa wywózka Polaków do syberyjskich łagrów, oficjalnie nazywana „przesiedleniem”. Uchwałę Rada Komisarzy Ludowych ZSRS podjęła już 5 grudnia 1939 roku. Akcja eksterminacyjna objęła ponad 220 tys. ludzi – urzędników państwowych (m.in. sędziów, prokuratorów, policjantów), działaczy samorządowych, leśników, a także właścicieli ziemskich i osadników wojskowych z rodzinami. Wywiezieni trafili do północnych regionów ZSRS, w okolice Archangielska oraz do Irkucka, Kraju Krasnojarskiego i Komi. Czym Polacy „zawinili”? Otóż Sowieci uznali, iż wiernie służyli oni rządowi „burżuazyjnej Polski” i zostali przygotowani (przez II Oddział Sztabu Głównego WP) na wypadek konfliktu z ZSRS do działania w charakterze „dywersantów”, „szpiegów” i „terrorystów” (dzisiejszy władca Rosji nazywa tak Czeczenów czy Gruzinów). „Grzechem” Polaków była również (jeśli nie przede wszystkim) „aktywna walka z władzą sowiecką w 1920 r.”, „wykorzystywanie pracy najemnej”, „wrogie wypowiedzi pod adresem ZSRS”, „rozprawianie się z prostymi chłopami, którzy rąbali pański las”, „przejście na katolicką wiarę”. Ocenia się, że podczas czterech wielkich deportacji, które trwały do czerwca 1941 roku, na nieludzką ziemię Sowieci zesłali łącznie od 1,5 do 2 mln Polaków. Dzisiejsza Rosja – prawny i moralny spadkobierca ZSRS – udaje (przy cichej aprobacie możnych tego świata), że tematu nie ma i ani myśli o wypłacie tysiącom represjonowanych należnych im odszkodowań.
10 lutego 1940
„Mróz dochodził nawet do minus 42 stopni C. Do otoczonych domów (mieszkań) osób przewidzianych do zsyłki załomotali uzbrojeni funkcjonariusze NKWD. Wtargnąwszy do wewnątrz, spędzali wyrwanych ze snu domowników w jedno miejsce, pozwalali im ubrać się, ustalali ich personalia i rozpoczynali szczegółową rewizję domu i obejścia, rzekomo w poszukiwaniu broni i ewentualnie ukrywających się ludzi” – napisał prof. Albin Głowacki.