- Widać, jak nowa władza usiłuje zdławić media publiczne. To akcja ogólnopolska, bo dotyka również rozgłośni regionalnych, telewizji regionalnych - powiedział w programie "Atak na Woronicza 17" Wojciech Mucha, publicysta.
W ostatnich dniach trwa bezprawny, brutalny atak rządu Donalda Tuska na media publiczne. Weszli do nich - zapowiadani przez liderów PO - "silni ludzie", a miejsce dotychczasowych władz TVP, Polskiego Radia i Polskiej Agencji Prasowej zajęli namiestnicy ministra kultury Bartłomieja Sienkiewicza.
Atak ten wywołał ogromny opór społeczny, widoczny na ulicach wielu polskich miast. W spontaniczne akty sprzeciwu mocno zaangażowane są Kluby Gazety Polskiej, które protestują przeciwko cenzurze i zamachowi na wolności słowa.
W specjalnym programie "Atak na Woronicza 17" w Telewizji Republika rozmawiano o tych bezprawnych działaniach podjętych przez rząd Donalda Tuska. Jednym z uczestników dyskusji miał być prawowity prezes PAP Wojciech Surmacz, jednak w związku z tym, iż w siedzibie spółki ponownie pojawili się "silni ludzie" i policja, nie było to możliwe.
"Wczoraj mieliśmy okazję pojawić się w niedziałającym newsroomie TVP Info. Newsroom to serce każdej redakcji, które działa 24 godziny na dobę. Ten obraz jest porażający. Widać, jak nowa władza usiłuje zdławić media publiczne. To akcja ogólnopolska, bo dotyka również rozgłośni regionalnych, telewizji regionalnych. W internecie można znaleźć film na którym w lokalnej stacji z Zielonej Góry program zostaje przerwany w trakcie i ci dziennikarze, radiowcy, którzy pracują głosem, milkną, bo nie wyobrażają sobie sytuacji do jakiej doszło. Ich program w trakcie został wyłączony. Ich słuchacze zostali pozbawieni informacji"
Dodał, że najważniejsze jest to, iż "ludzie, którzy są za to odpowiedzialni, działają wspólnie i w porozumieniu i w pełnej świadomości tego, co się dzieje". Przypomniał również news portalu niezalezna.pl, w którym ujawniono wiadomości wymieniane na komunikatorze pomiędzy uzurpatorem, szefem PAP, który został powołany niezgodnie z prawem i za prezesa się uważa.
"Ta korespondencja z prawnikami, takimi jak pani Sylwa Gregorczyk-Abram czy z dziennikarzami Polskiego Radia, którzy przeszli na drugą stronę. Okazuje się, że ci ludzie mają świadomość tego, w czym uczestniczą. Wymieniają się informacjami, że ich działania być może przypominają stan wojenny, ale konieczność jest wyższa i krzyk 50 osób jest lepszy niż pokazanie słabości władzy. W czyim imieniu oni się wypowiadają? Ten człowiek, który jest uzurpatorem w PAP, pracował tam przez kilkanaście lat. Dziennikarze uczestniczący w czymś takim muszą mieć świadomość, że powoli zaczyna to wypełniać znamiona zamachu stanu"
Zauważył też, że działania dotyczące przejęcia mediów "odbywają się bez udziału KRRiT, bez udziału Rady Mediów Narodowych".
"Można się zastanawiać, czy nie zaszliśmy za daleko. Będąc wczoraj w siedzibie Telewizyjnej Agencji Informacyjnej miałem poczucie, że ta sytuacja coraz bardziej zaczyna przypominać sytuacje rewolucyjne, które mieliśmy okazję oglądać na Ukrainie w czasie Majdanu czy przewroty charakterystyczne dla państw afrykańskich czy Ameryki Południowej, gdzie niemogąca domknąć systemu władza rzuca się w sposób histeryczny na ostatnie broniące się ośrodki – w tym przypadku media publiczne"
Jakub Maciejewski z portalu wpolityce.pl powiedział, że "TVN24 zaangażował w czasie kampanii wyborczej ogromne środki do wypromowania PO, tam dochodziło do manipulacji, do kłamstw, bardzo złożonej dezinformacji".
"Oto ten zamach stanu ma elementy spłacania długu stacji TVN w ten także sposób, że nastąpiło wyłączenie sygnału TVP Info i odcięcie tego najbardziej profesjonalnego newsroomu, niesamowitej technologii. Dziesiątki milionów złotych reklam codziennie ucieka do innych stacji telewizyjnych. TVN24 jest finansowym beneficjentem tego zamachu stanu"