W najnowszym wydaniu tygodnika „Gazeta Polska” (dostępnym od środy 29 września) szczególnie polecamy tekst okładkowy. Antoni Macierewicz przyznaje: „To najważniejszy wywiad mojego życia” i w rozmowie z red. Katarzyną Gójską i Piotrem Lisiewiczem opowiada o szokujących wnioskach raportu smoleńskiego. Będzie też sensacyjny reportaż z granicy, który po prostu trzeba przeczytać, aby zrozumieć, co naprawdę dzieje się na granicy polsko-białoruskiej. Ponadto w numerze najważniejsze informacje i analizy z kraju i ze świata. Subskrybuj tygodnik - teraz 7-dniowy bezpłatny okres próbny.
„Zbrodnia smoleńska może na przyszłość Polski oddziaływać nawet silniej niż zbrodnia katyńska. Bo tamta dokonała się w czasie wojny. I ani legalny rząd polski, ani naród nie pogodzili się z sowieckim ludobójstwem i kłamstwem. Tymczasem po Smoleńsku znaleźliśmy się w sytuacji, w której rząd państwa polskiego wspierał tych, którzy winni byli śmierci polskiej elity. Tego nigdy w historii Polski nie było. I to jest wielkie wyzwanie, któremu musimy sprostać”.
- mówi „Gazecie Polskiej” Antoni Macierewicz. Rozmawiają Katarzyna Gójska i Piotr Lisiewicz
Jest noc, ciemna jak węgiel. Czasami tylko zza chmur wyłoni się na chwilę księżyc. To jedyne światło, jakie widać pod granicą polsko-białoruską. Czasem w oddali migną jeszcze światła aut terenowych. Nic więcej nie widać, bo cały teren pokryła gęsta mgła. Gdzieś słychać sowę, dobiega też odgłos uderzających się o siebie gałęzi drzew, słychać szum lasu i piskliwe, nieprzyjemne zgrzytanie zasieków. Nagle pada strzał gdzieś dalej, za granicą z Białorusią. Wyraźny, jeden. Za chwilę jeszcze jeden i kolejne dwa. Potem niewyraźne krzyki ludzi.
- wstrząsające kulisy dotyczące prób nielegalnego przerzucania imigrantów przez białorusko-polską granicę ujawnia Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska.
Fundacje, które oskarżają polskie władze i służby o uśmiercanie imigrantów z Azji, finansowane są przez... samorząd Warszawy – ustaliła „Gazeta Polska”. Jak to ma się do niedawnych słów Donalda Tuska o konieczności wspierania polskiego wojska i straży granicznej oraz bronienia terytorium RP?
- ujawnia Grzegorz Wierzchołowski.
„Pani sędzia najwyraźniej chce uśmiercić mieszkańców Bogatyni, odcinając ich od ogrzewania, dostępu do ciepłej wody i zasilania w szpitalach. Wyrok jest skandaliczny i niespotykany: Hiszpanka albo jest osobą niepoważną i – co za tym idzie – niebezpieczną, albo pała nienawiścią do Polski. Wybierzemy się do Luksemburga, by zakłócić błogi spokój sędziów TSUE”.
- zapowiada Wojciech Ilnicki, przewodniczący „Solidarności” w kopalni węgla brunatnego Turów.
„Jerzy umierał od lat, z każdym dniem. Chorował od dzieciństwa na niewydolność nerek. „Zaprzyjaźnił się z chorobą”. Cień śmierci stał się jego codziennym wyzwaniem. Mobilizował do walki. Dwa lata temu, w lipcu 2019 roku, powiedział nagle w „Geopolitycznym Tyglu” o swoich kotach: „Na koniec, proszę państwa, smutna wiadomość. Niestety Lisia i Barbisia już z nami nie będzie. Barbiś przegrał po pół roku walkę z rakiem, a Lisio – to sprawa dla mnie straszna, bo nagle, zupełnie bez jakichkolwiek objawów, okazało się, że jest w stanie końcowym choroby nerek. Dziękuję państwu” – zakończył program”.
- to fragment wspomnień Piotra Grochmalskiego.
Z kolei swoje spotkanie z dr. Targalskim tak wspomina Michał Rachoń:
„Pojawił się w wąskim korytarzu w żółtej, puchowej kurtce. Na ramieniu miał przewieszoną brązową teczkę. Szedł wolno, podpierając się laską. Zza kołnierza koszuli wystawał Mu lekko poplamiony krwią opatrunek. W ręku niósł klucz do jednej z sal wykładowych Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. Miały się tam właśnie zacząć zajęcia, których tytuł dla większości z nas był w jakiś nieokreślony sposób zagadkowy. „Przemiany polityczne w Europie Środkowej i Wschodniej w latach 1986–1992”. Dlaczego akurat taki przedział czasu? Przecież każdy wie, że komuna upadła w roku 1989, Okrągły Stół, Mur Berliński, zastrzelony Ceausescu, potem zwinięcie ZSRS i sprawa jasna. Jaki 1986 rok? Jaki 1992? Mniej więcej takie pytania zadawaliśmy sobie, tłocząc się w ciasnym korytarzu dawno już zburzonego budynku przy ulicy Browarnej, tuż poniżej głównego kampusu UW. W tym korytarzu było nas prawie 50 osób. Połowa to Polacy, połowa to studenci z krajów takich jak Rosja, Węgry, Białoruś, Ukraina, Azerbejdżan, Serbia, Słowacja czy Czechy. Kiedy usiedliśmy w ławkach, wyciągnął ze swojej teczki listę naszych nazwisk. Poprawił okulary i powiedział mniej więcej coś takiego: „Spytam każdego z was o kraj pochodzenia, język ojczysty i informacje o tym, jakie języki obce znacie. Wy powiecie mi, jakiego języka obcego nauczycie się do końca tego roku… Przy czym od razu zaznaczam. Język angielski, francuski, niemiecki i rosyjski nie liczą się jako języki obce. Każdy z nich powinniście już dawno znać”. Po czym zaczął wyczytywać nazwiska studentów. Rosjan przepytywał po rosyjsku, Węgrów po węgiersku, Białorusinów po białorusku, a Ukraińców po ukraińsku. Naliczyłem tych języków trzynaście w czasie pierwszych zajęć, po których parowała mi głowa, choć jeszcze nawet nie zaczęliśmy niczego się uczyć…”
Czytaj w tygodniku „Gazeta Polska”.
Tygodnik dostępny również w wygodnej prenumeracie cyfrowej.