Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Nieświęte przymierze

Tym, którzy niezbyt uważali na lekcjach historii przypomnę, że Święte Przymierze – od herbów państw uczestników zwane także sojuszem trzech czarnych orłów – zostało zawarte przez Austrię, Prusy i Rosję w 1815 r. po wspólnym pokonaniu Napoleona. Francja również się przyłączyła trzy lata później do swoich pogromców, uzasadniając swój tchórzliwy konformizm podzielaniem deklarowanych przez przymierze nader szczytnych celów – promocji zasad chrześcijańskich w polityce zagranicznej i wewnętrznej państw członkowskich.

Jak to wyglądało w praktyce, pokazał stosunek sygnatariuszy do powstań narodowych Polaków w 1830 i Węgrów w 1848 r. – to ostatnie, z którym Austria sama sobie nie radziła, zostało zdławione z wydatną pomocą armii carskiej. We współczesnej polskiej myśli historycznej nie przywiązuje się należytej wagi do faktu, że współdziałanie zamordyzmu niemieckiego i rosyjskiego nie sprowadza się do paktu Hitler–Stalin w 1939 r., lecz jest stałym zjawiskiem od czasów cara Piotra I aż po czasy dzisiejsze. I w tym aspekcie chcę spojrzeć na ostatnie wydarzenia związane z filmem Aleksieja Nawalnego kompromitującym Putina.

Sojusz z zasady wrogi Polsce

Co ma Aleksiej Nawalny do rozbiorów Polski przez Rosję, Prusy i Austrię? Ano tyle samo, co Nord Stream 2 do paktu Hitler–Stalin. Chodzi o niepokojące zjawisko, że jakkolwiek wygląda forma władzy u dwóch naszych potężnych sąsiadów – czy to absolutyzm monarchii pruskiej i rosyjskiego samodzierżawia, czy totalitaryzm narodowosocjalistyczny i bolszewicki, czy też demokracja, tak samo weimarska, jak putinowska – obaj z zasady wrodzy są Polsce, a kiedy zawierają sojusz, jest on zawsze dla nas śmiertelnie groźny.

A taki sojusz od dobrych kilkunastu lat jest na oczach całej Europy montowany, czego symbolem jest Nord Stream 2, z taką zajadłością broniony wbrew wszystkiemu przez kanclerz Merkel. Dziś zakończenie tego wspaniałego wspólnego dzieła stanęło pod znakiem zapytania, gdyż zbójecka reputacja Władimira Putina, mimo wysiłków rosyjskiej V kolumny na świecie, przeważyła w jego obrazie u normalnych ludzi, więc prawdopodobnie zapadła gdzieś za kulisami decyzja o wymianie na mniej kontrowersyjną postać, z którą już spokojnie można będzie dokończyć deal gazowy i podjąć kolejne obustronnie korzystne inicjatywy.

Tę metodę mają w Rosji przetrenowaną od wieków – gdy car Paweł zbytnio się rozzuchwalił w dekonstrukcji dzieła Katarzyny II, zyskując miano wariata, udusiło się go szarfą w jego własnej sypialni, zastępując „liberalnym” Aleksandrem I; gdy Stalin w mniej lub bardziej naturalny sposób rozstał się z tym światem, nastał „liberalny” Nikita Chruszczow; a gdy Breżniewowski marazm doprowadził imperium na skraj przepaści – jak diabeł z pudełka wyskoczył Michaił Gorbaczow ze swoją pieriestrojką. Aby biznes mógł z nowym rozpędem się rozwijać, wszelkie grzechy zwala się wówczas na poprzedników wedle celnej diagnozy rosyjskiego pisarza Michaiła Sałtykowa-Szczedrina (1826–1889) o darze proroczym, którą już nieraz cytowałem, lecz warto ją raz jeszcze przypomnieć:

„Jeśli dać Rosjanom możliwość wybrania swego przywódcy, wybierają najbardziej kłamliwego, okrutnego, podłego… Wraz z nim mordują, grabią, gwałcą, by później na niego zwalić winę. A po jakimś czasie Cerkiew ogłasza go świętym”.

Doktryna Breżniewa wiecznie żywa

Świętym Putin jest na razie tylko u narodu, który nie czekając na opinię Cerkwi, sam go „kanonizował”, wytwarzając liczne ikony wodza noszone na wspierających go demonstracjach rosyjskich „patriotów”, a że marka „Putin” dla europejsko-rosyjskich biznesów w stylu gazociągu do Niemiec stała się nieco kłopotliwa, nastała najwyraźniej pora, by zmienić gospodarza Kremla. Nie twierdzę bynajmniej, że na jego następcę już wytypowano Nawalnego, choć i tego wariantu nie da się wykluczyć, być może jest jeszcze lepszy, na razie nam nieznany kandydat, natomiast operacja „Pieriestrojka 2” rozwija się na naszych oczach. Jeśli ktoś wierzy, że strzeżoną jak źrenica oka rezydencję Putina mogło sobie ot tak sfilmować dronem dwóch facetów z pontonu pływającego przed jej frontem, to mało wie o Rosji.

Otumaniałej Europie przypomnijmy, że w jej oczach za liberała mającego naprawić „błędy i wypaczenia” poprzedniej ekipy z osławioną doktryną Breżniewa na czele uchodził… ówczesny szef KGB Jurij Andropow! O jego liberalizmie zachodni sowietolodzy wyciągali wnioski na tej podstawie, że grał w tenisa i ponoć lubił jazz. Andropow jako gensek nie porządził długo, ale opracowany przez jego KGB plan pieriestrojki, czyli dokonania takich superliberalnych zmian, by wszystko pozostało po staremu, wykonał już Michaił Gorbaczow. A gdy trzeba było jeszcze pozbyć się zużytej marki ZSRS, objawił się jeszcze lepszy demokrata Borys Jelcyn, którego wizerunkowi na zachwyconym Zachodzie nie zaszkodziło ani rozstrzelanie z czołgów rosyjskiego parlamentu, ani krwawa rozprawa z Czeczenią.

Przy wszystkich bowiem rzekomych zmianach w polityce Rosji doktryna Breżniewa pozostaje nadal aktualna i Putin mógł z czystym sumieniem ogłosić, że „Rosja graniczy z tym, z kim chce!”, a Europa w osobie prezydenta Francji żyrowała jego napaść na Gruzję, natomiast Niemcy kanclerz Merkel mimo oficjalnego embarga Unii Europejskiej dostarczały generatory na zaanektowany Krym i udawały, że budowa Nord Streamu 2 wcale nie ma na celu zaszkodzenia Ukrainie walczącej z agresją Rosji.

Optyka złośliwych niemieckich szkiełek

No dobrze, na Kremlu zasiądzie może niebawem jakiś zupełnie nowy superdemokrata i teraz z zupełnie czystym sumieniem Europa będzie mogła z nim dilować, ale czemu ma to być groźne dla Polski? Ponad 100 lat temu wyjaśnił to nasz wielki przyjaciel, pisarz angielski Gilbert Keith Chesterton:

„Niemcy, według własnego określenia, pełnili rolę »łącznika« pomiędzy zachodnią Europą, tj. Francją i Anglią,  a wschodnią, tj. Rosją i Polską. Pośrednik bywa zazwyczaj tłumaczem, a w tym wypadku tłumacz był tęgim oszustem. Rosjanie nauczyli się patrzeć na zachodnią cywilizację przez pryzmat cywilizacji niemieckiej – i na odwrót: w zachodniej Europie, dzięki niemieckiemu pośrednikowi, wytworzyło się przekonanie o »barbarzyństwie Wschodu« – przekonanie tak uporczywe, że pojęcia »barbarzyństwa« i »wschodu« stały się nierozłączne dla przeciętnego Europejczyka. W tym można doszukać się przyczyny niezrozumiałego wprost uprzedzenia, z jakim mieszkańcy zachodniej Europy odnoszą się do sprawy polskiej [...]. Nazywano niegdyś Petrograd, noszący do niedawna znamienne miano Petersburga, oknem wybitym na Zachód. Można by z równą słusznością powiedzieć, że Berlin był dotychczas jedynym oknem patrzącym na Wschód. Innymi słowy, narody zachodnie, a szczególnie ludy trudniące się handlem, jak Amerykanie i Anglicy, patrzyły dotychczas na wschodnią Europę poprzez okulary niemieckiego profesora. A te złośliwe szkiełka miały tę właściwość, że o ile niekiedy powiększały świadomie Rosję, o tyle Polskę ukazywały zawsze w dziwnie umniejszonej postaci”.

Wiarygodność antypolskiego propagandzisty

No a tu do Tbilisi przylatuje polski prezydent, ratując Gruzję przed utratą niepodległości, i ma czelność ostrzegać przed kolejnymi napaściami Rosji – na Ukrainę, kraje bałtyckie, Polskę! Trzeba więc tę Polskę postawić na miejsce, urobić jej gębę kraju winnego Holokaustu na spółkę z bynajmniej nie niemieckimi nazistami, a dziś łamiącego na każdym kroku praworządność i „wartości europejskie” – politpoprawność, eutanazję i aborcję na życzenie. Nowa twarz na Kremlu bardzo się do tego przyda, także gdyby był to obecny główny opozycjonista Nawalny, który publicznie mówi, że Krym na zawsze pozostanie rosyjski.
Przypomnijmy więc na koniec belgijskiego przyjaciela Polski, prof. Charles’a Sarolea, który w „Listach o Polsce” (1922) pisał z bólem:

„Propaganda antypolska w XVIII wieku wydała zadziwiające wyniki – nie wiem jednak, czy dzisiejsza propaganda nie cieszy się jeszcze większym powodzeniem. Wrogowie Polski mają dziś na swe usługi międzynarodową prasę, która jest jednym z najpotężniejszych narzędzi – okoliczności zaś, wśród których działają, są dla nich bardziej jeszcze sprzyjające niż za dni Voltaire’a”.

Tego samego „filozofa wolności” Voltaire’a, który za carskie ruble wynosił pod niebiosa liberalną Niemkę na rosyjskim tronie, Katarzynę I, gdy w „obronie wolności” wspólnie z Prusami i Austrią rozszarpywała Polskę. Widmo tego „sprzysiężenia przeciwko Polsce”, jak nazwał to Sarolea, nadal wisi nad Rzecząpospolitą.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie

Jerzy Lubach