Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Paweł Rakowski,
10.03.2021 17:00

Nie taki Babilon straszny

Irak, a więc i tereny dawnego Babilonu, zachwycił zarówno papieża Franciszka, jak i cały chrześcijański świat. Wbrew obawom pielgrzymka Ojca Świętego do tej umęczonej przez wielką politykę krainy odbyła się bezproblemowo, a państwo irackie udowodniło całemu światu, że pomimo trudności jest zdolne do rzeczy wielkich. Premier Mustafa al-Kazimi ogłosił, że 6 marca będzie świętem narodowym w Iraku, aby upamiętnić spotkanie papieża Franciszka w Ur chaldejskim z elitą muzułmańską.

Opinie na temat pielgrzymki do Iraku, pierwszej od czasu wybuchu pandemii COVID-19, są jednoznaczne – był to wielki sukces zarówno Iraku, jak i licznych społeczności zamieszkujących ten kraj.

Ziemia chrześcijan

W dniach 5–8 marca papież Franciszek spotkał się ze stanowiącymi większość tego kraju muzułmańskimi szyitami i sunnitami, a także z chrześcijanami, którzy są na ziemi irackiej od 2000 lat. To bowiem wedle tradycji św. Tomasz ewangelizował starożytną Asyrię, a więc dzisiejszy północny Irak, i to Asyryjczycy mogą rywalizować z Ormianami pod względem pierwszeństwa narodowej przynależności do chrześcijaństwa.
Zresztą Asyryjczycy, których językiem ojczystym jest aramejski, prawdopodobnie język codzienny Jezusa, mogli stworzyć obok chrześcijaństwa greckiego i łacińskiego trzeci pion cywilizacyjno-kulturowy wewnątrz Kościoła, a więc chrześcijaństwo semickie. Niestety projekt ten nie miał szczęścia. Wpierw był wspierany przez dominującą w Mezopotamii przez tysiąclecia Persję, która zwalczała wpływy chrześcijaństwa zależnego od Rzymu i Bizancjum. Następnie w wyniku licznych schizm, podziałów, konfliktów, a ostatecznie poprzez upadek Persji i wypchnięcie Bizancjum z Syrii przez Arabów w VII w. chrześcijaństwo asyryjskie, niebędące w łączności ani z Rzymem, ani z Konstantynopolem, aktywnie działało na Dalekim Wschodzie, docierając m.in. do Chin, Mongolii, a nawet Japonii. Znamienny jest fakt, że Bagdad, dzisiejsza stolica Iraku, ongiś jedno z najwspanialszych miast świata i stolica kalifatu abbasydzkiego, został wybudowany na poklasztornych gruntach.

Po wyprawach krzyżowych doszło do kontaktu między Kościołami, jednak represje po krucjatach zniechęcały chrześcijan żyjących na Bliskim Wschodzie do relacji z Rzymem. Wyjątkiem pozostali libańscy maronici, ale ich los był straszny. Spokojowi w regionie nie służyło to, że nowe imperia ery nowożytnej – Turcja osmańska oraz Persja – rywalizowały o Mezopotamię, co po wiktorii wiedeńskiej Jana Sobieskiego ułatwiło Rzymowi podjęcie kontaktów z Kościołami na Bliskim Wschodzie, w tym w dzisiejszym Iraku, i to w ten sposób doszło do nawiązania unii pomiędzy historycznymi Kościołami lub przynajmniej do dialogu z tymi, które nie uznawały prymatu papiestwa. Niemniej dramat chrześcijan w Lewancie XX i XXI w. sprawił, że dla lokalnych Kościołów wszelkie schizmy i podziały przestały mieć znaczenie. Niech to biskupi rozwiążą, a my wszyscy jesteśmy razem – panuje powszechne przekonanie pośród wyznawców Chrystusa zarówno w Iraku, jak i Syrii, Libanie czy w Palestynie.

Pielgrzym nadziei

Niewątpliwie pielgrzymka papieża do Iraku pokazała to, czego w Europie można już nie dostrzec – siłę Kościoła katolickiego. To ta siła, która nie wynika z liczby posiadanych dywizji, jest mocą sprawczą, dzięki której Irak od dekad umęczony różnymi dopustami, począwszy od wojny iracko-irańskiej w 1980 r. poprzez lata rządów Saddama Husajna, wkracza na ścieżkę nadziei. Nie przyczynili się do tego ani szyiccy ajatollahowie, ani sponsorowani z Zatoki Perskiej sunniccy mufti, ani socjaliści, ani tym bardziej panarabiści. Papież przyjechał do Iraku pogrążonego w chaosie ekonomicznym, pandemicznym i geopolitycznym – to nad rzekami Babilonu rozgrywana jest polityka resetu amerykańsko-irańskiego czy też konfliktu kurdyjsko-tureckiego. A szlak, którym 4000 lat temu zmierzał z Ur chaldejskiego do Hebronu na dzisiejszych terenach palestyńskich protoplasta monoteizmu Abraham, jest ściśle monitorowany przez izraelski wywiad wojskowy wyszukujący transportów idących z Iranu do szyickiego Hezbollahu w Libanie.

Ogrom krzywd, problemów, konfliktów religijnych czy etnicznych oraz klanowych czy też wielka gra mocarstw, która toczy się w regionie, nie napawa optymizmem, jednak wizyta papieska dała impuls Irakijczykom, że warto jeszcze raz spróbować. I ten wysiłek musi być wspólny i musi on być podjęty razem z chrześcijanami irackimi, którzy muszą wrócić, bo to oni są realną solą tej ziemi.

Spotkanie z As-Sistanim

Wiele kontrowersji w środowiskach krytykujących pontyfikat papieża Franciszka wywołało spotkanie papieża w świętym dla szyitów mieście Nadżaf z ajatollahem As-Sistanim. Krytycy głoszą, że to nie wypada, aby głowa Kościoła spotykała się z ajatollahem, czyli wedle szyitów zastępcą ostatniego imama Mahdiego. Takie spotkanie miało być teologicznie niedopuszczalne, pojawiły się opinie, że w jego trakcie papież powinien był wytknąć agresywny charakter religii muzułmańskiej.

Na szczęście prawie pięć wieków Kolegium Maronickiego w Rzymie czyni Bliski Wschód dla elit watykańskich przejrzysty pomimo wielu zawiłości, które w tym regionie występują, a papież Franciszek, spotykając się z szyickim duchownym, który broni irackiej państwowości przed zakusami teokracji szyickiej z sąsiedniego Iranu, działał w interesie chrześcijan w Iraku oraz Libanie i wypełnia próżnię, którą polityka zachodnia powinna już dekady temu się zająć. Szczególnie „w dobie szerzenia demokracji” na Bliskim Wschodzie w czasach prezydenta Baracka Obamy.

Tymczasem tylko Watykan dostrzegł, że szyici będący większością w Iraku i w Libanie muszą mieć partie polityczne zorientowane również na Zachód, a nie (jak libański Hezbollah) wyłącznie na Teheran. Jest też coś, co nie przebija się za bardzo do świadomości Europejczyków – to pewnego rodzaju dług wdzięczności, który mają chrześcijanie w Iraku, Syrii czy w Libanie wobec szyickich ugrupowań militarnych, które biły się z Al-Kaidą oraz z Państwem Islamskim. Jest to motyw często wykorzystywany szczególnie w propagandzie irańskiej czy proirańskich formacji na Bliskim Wschodzie, bo ciężkie lata wojen i konfliktów zbrojnych, które w dużej mierze wygasły w dobie prezydentury Donalda Trumpa, a które mogą rozgorzeć na nowo, przyniosły chrześcijanom bliskowschodnim wielkie rozczarowanie Zachodem. Tym głębsze, że imigranci z chrześcijańskiej irackiej Doliny Niniwy widzą realia zdegenerowanej i proislamskiej Europy.

Kolej na Liban

W mediach społecznościowych promujących kulturę asyryjską pojawił się żart mówiący o tym, że papież Franciszek w Iraku spotkał się w końcu z ludźmi wierzącymi. Internauci z Bliskiego Wschodu nie widzieli w tym memie nic nadzwyczajnego, daje on natomiast wiele do myślenia ostałym się w Europie chrześcijanom. W samolocie w drodze powrotnej do Rzymu papież Franciszek potwierdził, że po Iraku będzie czas na Liban i jego święte góry, doliny i cedry biblijne.

Zresztą w Bejrucie odliczają czas od wylotu papieskiego samolotu z Iraku i o jego kolejną pielgrzymkę modlą się z różańcami w dłoniach, które są w Libanie stałym, a nie odświętnym atrybutem dnia codziennego. Mieszkańcy Libanu liczą, że Franciszek powtórzy manewr papieża Pawła VI, który w 1964 r. odwiedził kraj cedru, wracając z Indii. A sukces pielgrzymki do Iraku daje nadzieję Libanowi, bo pomysły na opanowanie kryzysu ekonomicznego i politycznego już się skończyły. I jedyną konstruktywną inicjatywę naprawy państwa utworzonego dla chrześcijan bliskowschodnich podjął Kościół w osobie kardynała patriarchy Beszary Butrosa Raia.

Wesprzyj niezależne media

W czasach ataków na wolność słowa i niezależność dziennikarską, Twoje wsparcie jest kluczowe. Pomóż nam zachować niezależność i kontynuować rzetelne informowanie.

* Pola wymagane